Na rynku wtórnym notowanych jest 88 serii nieskarbowych papierów oferujących stałe oprocentowanie, a ponieważ wśród nich znajdziemy także obligacje drogowe emitowane przez Bank Gospodarstwa Krajowego czy listy zastawne, reprezentują one około jednej trzeciej wartości rynku. Tyle tylko, że w praktyce obligacje drogowe, listy zastawne czy obligacje Warszawy (wszystkie emisje stolicy mają stały kupon) są niemal niedostępne dla inwestorów indywidualnych ze względu na brak ofert sprzedaży lub wysoki nominał (listy zastawne), lub z obu powodów jednocześnie.
„Od dołu" ograniczeniem możliwości inwestycyjnych jest krótki okres zapadalności oferowany przez małe firmy. Oprocentowanie rzędu 7–9 proc. jest typowe właśnie dla mniejszych firm, dotyczy emisji o wartości kilku milionów złotych, a okresy zapadalności sięgają zwykle dwóch, trzech lat. W tych przypadkach ryzyko stopy procentowej jest mniej istotne nie tylko dlatego, że członkowie Rady Polityki Pieniężnej niedwuznacznie sugerują, że przed końcem 2019 r. podwyżek nie będzie. Nawet gdyby sytuacja sprzyjała podwyżkom stóp, w przypadku emisji mniejszych emitentów kluczowy wpływ na wysokość kuponu ma bowiem ryzyko kredytowe.
Zawężony wybór
Jeśli przeniesiemy uwagę na papiery o stałym oprocentowaniu, które zapadają w okresie dłuższym niż dwa lata, a zatem ich rentowność jest przynajmniej w teorii wrażliwa na decyzje i deklaracje RPP, i wybierzemy z nich te, które po prostu da się kupić (i sprzedać), wybór zostanie ograniczony do kilku emitentów (patrz tabela). Garstka ta jest świetnie znana indywidualnym inwestorom, bowiem w przeszłości prawie każda z tych firm oferowała obligacje w ramach emisji publicznej. Wyjątkiem jest Fast Finance, który jest notowany na tyle nisko (90 proc. nominału), że także w tym wypadku na pierwszym planie wyceniane jest ryzyko kredytowe związane z obligacjami spółki, a nie podwyżki stóp procentowych lub ich brak.
Pięciu kolejnych emitentów (Getin Noble Bank, GPW, Kruk, PKN Orlen i Ronson) wprowadziło na Catalyst po jednej serii obligacji o stałym oprocentowaniu (Kruk dodatkowo także emisje w euro), które potraktowano jako formę eksperymentu i później już do niego nie wracano. Właściwie ostatnią większą emisję o stałym kuponie przeprowadziła GPW (125 mln zł jesienią 2015 r.), a jej celem było nie tylko ustabilizowanie kosztów finansowania w długim okresie, ale także popularyzacja tego rodzaju instrumentów wśród inwestorów i emitentów. Jednak śladem giełdy nie poszli kolejni emitenci, a inwestorzy nie dopominają się kolejnych ofert ze stałym oprocentowaniem. Z jednym istotnym wyjątkiem.
Konsekwencja PCC
Pod prąd powszechnym tendencjom od lat konsekwentnie idzie grupa PCC. Już w 2011 r. pierwszą emisję publiczną o stałym oprocentowaniu przeprowadził PCC Rokita, oferując wówczas 9 proc. przez dwa lata. Od tego czasu stopy procentowe spadły, przybyło inwestorów zainteresowanych obligacjami i Rokita obniżył w kolejnych emisjach wysokość wypłacanego kuponu do 5 proc. oraz wydłużył okres spłaty obligacji do sześciu lat (testując także siedmioletni tenor). W ślady Rokity poszedł także bratni PCC Exol (obie firmy mają wspólnego większościowego akcjonariusza), który przeprowadził dotąd trzy emisje publiczne, oferując 5,5 proc. i czteroletni okres spłaty (w ostatniej emisji było to o pół roku dłużej).