Jednym ze skutków afery GetBacku jest rosnące przekonanie – zwłaszcza wśród zarządzających funduszami inwestycyjnymi – że obligacje korporacyjne raczej nie są produktem inwestycyjnym dla indywidualnych inwestorów. Najlepiej zrobią oni – w rozumieniu funduszy – jeśli powierzą pieniądze specjalistom od oceny ryzyka kredytowego, czyli im samym. I w ten sposób nie tylko zminimalizują ryzyko trafienia na kolejny default, ale też zyskają portfel bardziej rozbudowany, składający się z większej liczby emitentów, których obligacje w dodatku nie zawsze są dostępne dla inwestorów indywidualnych. Byłby to zestaw cennych przewag nad możliwościami dokonania inwestycji przez Kowalskiego, gdyby nie fakt, że w ostatnich 12 miesiącach (zakończonych 31 sierpnia) fundusze obligacji korporacyjnych zarobiły średnio 0,85 proc., a fundusze obligacji skarbowych i uniwersalne fundusze dłużne po 1,3 proc. Dywersyfikacja ryzyka i powierzenie zarządzania specjalistom ma więc swoją cenę – opłaty za zarządzanie zjadają dużą część zysków, zwłaszcza w takim roku jak obecny, który niewielu na rynku obligacji korporacyjnych określi mianem udanego.
Portfel gratis
Za cenę zakupu jednego egzemplarza „Parkietu" inwestorzy mogą jednak rozwiązać problem skonstruowania portfela narażonego w małym stopniu na default i nie ponosząc przy tym rocznych opłat za zarządzanie. Spośród obligacji korporacyjnych kupowanych przez fundusze inwestycyjne, które znalazły się w sprawozdaniach TFI na koniec czerwca br., wybraliśmy te, które powtarzają się najczęściej. Rekordzista – Alior Bank – odnalazł się w portfelu dłużnym funduszy inwestycyjnych 101 razy, co przynajmniej w teorii oznacza, że 101 razy pozytywnie przeszedł ocenę komitetów inwestycyjnych funduszy. Numer 10 na naszej liście – IPF Investment Polska (spółka celowa IPF, szerzej znanego pod nazwą handlową Provident) – uzyskał pozytywną ocenę 51 razy, co także jest wynikiem godnym podkreślenia, zwłaszcza że IPF wprowadził na Catalyst tylko jedną serię obligacji (jedyny taki przypadek spośród firm wymienionych w tabelce).
W tabelce obok umieściliśmy dziesięciu emitentów, których obligacje (notowane na Catalyst) najczęściej trafiały do portfeli funduszy inwestycyjnych, dokonując jednak pewnych modyfikacji. Gdyby nie one, znalazłyby się w niej papiery dłużne sześciu banków, dużej firmy ubezpieczeniowej (PZU) i dwóch firm windykacyjnych. Byłby to więc portfel silnie powiązany z kondycją branży finansowej, spełniający wprawdzie kryterium niskiego ryzyka inwestycji, ale w rzeczywistości trudno byłoby taki portfel zbudować. Nie tylko ze względu na niewielką płynność obligacji niektórych instytucji, ale także i z tego powodu, że nominał jednej obligacji w przypadku wielu bankowych emisji wynosi przynajmniej 100 tys. zł.
Emitenci i serie
Dlatego sięgnęliśmy po kolejnych emitentów z listy, pilnując jednak, by obligacje faktycznie były przedmiotem transakcji na rynku wtórnym i istniała realna możliwość ich zakupu. Dlatego na liście nie znalazły się np. obligacje Atalu, cenionego przez zarządzających funduszami (wybrały je 62 fundusze) – na Catalyst notowanych jest pięć serii obligacji dewelopera, z czego cztery nie były przedmiotem żadnej transakcji, a piątą handlowano ostatni raz w styczniu.
Ostatecznie więc do tak przygotowanej „gorącej dziesiątki" wskoczył na ostatnie miejsce IPF Investment Polska, który na liście bez modyfikacji zajmował 18. pozycję.