Zdarza się, wcale nierzadko, że emitent, widząc, że jego obligacje „zeszły na pniu", szybko decyduje się na przeprowadzenie kolejnej emisji obligacji o bliźniaczych lub – jeśli popyt na to pozwoli – gorszych warunkach emisji. Niezłym przykładem mogą tu być publiczne emisje obligacji podporządkowanych Alior Banku z kwietnia 2016 r., gdy bank najpierw uplasował sześcioletnie obligacje z marżą 3,25 pkt proc. ponad WIBOR 6M, by wkrótce ponowić ofertę, obniżając marżę do 3 pkt proc. i wydłużając okres spłaty do ośmiu lat (także i ta emisja świetnie się sprzedała).
Emisja emisji nierówna
W tabeli umieściliśmy więcej takich przykładów – to jest publicznych emisji obligacji tych samych emitentów, które zapadają w niemal tym samym czasie i niemal w tym samym czasie zostały przeprowadzone. Wyjątkiem są emisje Bestu, które zostały przeprowadzone w 2015 i 2016 r. i w dodatku zostały skierowane do innych grup inwestorów (seria BST0320 w 2015 r. do funduszy, seria BSTL0320 rok później do inwestorów indywidualnych). Jednak nawet i w tym wypadku widać, że seria, która wcześniej trafiła na rynek, cieszy się niższą rentownością, choć w tym wypadku także nieco niższą płynnością, co wynika właśnie z odmiennych grup nabywców obligacji.
W pozostałych przypadkach zasada jest już bardziej czytelna – pierwsze emisje są bardziej płynne na rynku wtórnym niż emisje przeprowadzone zaraz po nich, o czym mówi zarówno stosunek przeprowadzanych transakcji sesyjnych do wielkości danej serii, jak i wartości bezwzględne – średni wolumen w miesiącu.
Dlaczego?
Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie, zwłaszcza że bliźniacze serie zwykle trafiają na rynek wtórny w tym samym czasie. Być może decydują niuanse takie jak umieszczenie danej serii w tabeli notowań, gdzie liczy się kolejność alfabetyczna – np. w przypadku Getin Noble Banku najpierw pojawiają się wszystkie serie oznaczone jako GNB, a dopiero po nich (czyli rozpoczynające czwartą dziesiątkę) te oznaczone symbolem GNO. Choć łączy je czas emisji i zapadalności, na ekranie komputera rzadko pojawiają się razem. Podobnie jest z emisjami Ghelamco (GHE i GHI), natomiast odwrotnie z Orlenem, gdzie najpierw w notowaniach pojawia się seria PK1, a po niej reszta pekaenów. Orlen jest jednak specyficznym przypadkiem – są to papiery nadzwyczajnie płynne jak na warunki Catalalyst, a z tego powodu zapewne także bacznie monitorowane przez inwestorów instytucjonalnych, którzy mogą praktycznie regulować zaangażowanie w papierach w czasie handlu sesyjnego, co naprawdę nie jest regułą na rynku regulowanym. Ale jest jeszcze jedna sprawa – w pierwszym miesiącu obecności właściciela zmieniły papiery warte blisko 65 mln zł z serii PKN0622, co w oczywisty sposób rzutuje na średnią wartość obrotów z ostatnich miesięcy (serie te notowane są od kilku miesięcy).
Z punktu widzenia inwestora zainteresowanego inwestycją w dane papiery lepiej kupować obligacje z pierwszej emisji. Jeśli w ogóle następuje szybkie ponowienie oferty, to czasem zdarza się, że oferowane oprocentowanie jest niższe. W dodatku na rynku wtórnym pierwsze emisje są później wyceniane wyżej i cieszą się często wyższą płynnością. Jednak inwestorzy operujący na rynku wtórnym, dla których płynność nie jest pierwszoplanowym czynnikiem, mogą zwrócić uwagę, że zwykle to druga z kolei seria oferuje wyższą rentowność, a premia za kilka czy kilkanaście dni więcej do wykupu bywa pokaźna (jak w przypadku GNB czy Bestu), co nie zawsze wydaje się odzwierciedlać ryzyko nieznacznie wydłużonej inwestycji.