Przekonanie inwestorów, że amerykańska Rezerwa Federalna, a w ślad za nią także inne banki centralne, wkrótce obniży stopy procentowe, narasta od kilku miesięcy. W piątek wzmocniły je jeszcze rozczarowujące dane z amerykańskiego rynku pracy.
Po tej publikacji notowania kontraktów terminowych na główną stopę Fedu sugerowały, że w ocenie inwestorów do jej obniżki dojdzie już w lipcu, a do końca 2020 r. zostanie ona obcięta o 1 pkt proc., do 1,5 proc. Zaledwie kilka dni wcześniej za pierwszy prawdopodobny termin obniżki głównej stopy Fedu uchodził wrzesień.
Te oczekiwania mają swoje odzwierciedlenie na rynku obligacji skarbowych, których rentowności (poruszają się w kierunku odwrotnym do cen) maleją niemal wszędzie na świecie. W piątek rentowność 10-latek USA spadła do najniższego od września 2017 r. poziomu 2,07 proc., a rentowność analogicznych papierów Niemiec znalazła się najniżej w historii, na poziomie -0,25 proc.
Rentowność 10-letnich obligacji skarbowych Polski wynosiła w piątek po południu 2,47 proc., najmniej od wiosny 2015 r. W ciągu zaledwie miesiąca wskaźnik ten spadł o ponad 0,5 pkt proc. – Na światowym rynku obligacji trwa hossa, pogoń za rentownością, która nie omija też Polski – powiedział „Parkietowi” Mikołaj Raczyński, dyrektor działu zarządzania funduszami w Noble Funds TFI.
Sytuacja na polskim rynku długu jest o tyle ciekawa, że cztery lata temu, gdy rentowność obligacji skarbowych Polski była równie niska, co dzisiaj, okoliczności były zupełnie inne. Nad Wisłą utrzymywała się deflacja, a inwestorzy mogli liczyć na to, że Rada Polityki Pieniężnej, która dopiero co obniżyła główną stopę procentową NBP do rekordowo niskiego poziomu 1,5 proc., zdecyduje się na kolejną obniżkę wbrew zapewnieniom, że na tym koniec. Tymczasem obecnie inflacja w Polsce przyspiesza i pod koniec br., jak oceniają ekonomiści, może przebić 3 proc. rocznie. O zmianie stóp procentowych nie ma zaś mowy. Ten kontekst prowokuje pytanie, czy polskich obligacji nie czeka wkrótce silna przecena.