Analitycy NBP (spodziewają się mniej więcej podobnego scenariusza) nie są więc osamotnieni w swoich projekcjach dotyczących inflacji. Pojedyncze głosy ostrzegające przed ryzykiem przyspieszenia tempa wzrostu cen nie są poparte modelowymi wyliczeniami, ale wskazują na potencjalne konsekwencje psucia pieniądza przez banki centralne skupujące dług, ewentualnie na czynniki, których siłę trudno dziś przewidzieć. Chodzi o uwolnienie odłożonego popytu po zniesieniu lockdownu w Polsce i w innych krajach oraz konsekwencje wzrostu notowań surowców, w tym surowców rolnych. Ceny podstawowych zbóż są dziś o połowę wyższe niż przed rokiem (mimo globalnie niezłych zbiorów w 2020 r.), a przewidywania na 2021 r. jak na razie częściej są obniżane (mimo korzystnych, jak na razie, warunków meteo dla wczesnej wegetacji roślin).
Nie sposób jednak zabezpieczyć się przed ryzykiem, którego nie można dziś oszacować. Dlatego przygotowując portfel na najbliższe lata, możemy uwzględnić tylko przewidywania ekonomistów korzystających z modeli inflacji, pamiętając jednak o tym, że czynniki wymykające się modelom w pewnym momencie mogą się pojawić, dlatego strategia „kup i trzymaj", która tak dobrze sprawdzała się w ostatnich latach i na rynku długu, i na rozwiniętych rynkach akcji, może tym razem okazać się zbyt beztroska.
Z danych o zadłużeniu Skarbu Państwa wynika, że w ub.r. inwestorzy indywidualni kolejny rok mocno przeważali obligacje indeksowane inflacją. Przez 11 miesięcy (dane na koniec grudnia będą znane 1 marca) zadłużenie z emisji czteroletnich obligacji oszczędnościowych wzrosło o 9,6 mld zł (o 78,5 proc.), a dziesięcioletnich o 1,4 mld zł. 0,2 mld zł dołożyły także papiery dedykowane beneficjentom programu 500+. Zadłużenie z emisji o stałym oprocentowaniu wzrosło o 1,8 mld zł, w tym 2 mld zł przypadło na obligacje trzymiesięczne (o 600 mln spadło zadłużenie z obligacji loteryjnych), które traktowane są jako substytut lokaty bankowej czy rachunku oszczędnościowego.