Dziś wydaje się, że kapitał jest. Zarówno ze źródeł publicznych, jak i prywatnych.
Jestem optymistą. Dziś jesteśmy w momencie, kiedy pojawiły się możliwości pełnego wykorzystania potencjału rynku kapitałowego, co jest dla nas nowością. Ważne jest także zaangażowanie sektora publicznego. Jeśli mielibyśmy się opierać tylko na mechanizmach czysto rynkowych, to podejrzewam, że taki moment jak dziś pojawiłby się może za 30 lat. Dzięki bardzo dużym inwestycjom środków zarówno czysto rządowych, jak i unijnych zmodernizowano ogromną ilość aparatury naukowo-badawczej, kadra naukowa jest na dużo wyższym poziomie, prowadzone są badania naukowe na bardzo wysokim pułapie. To jest podstawa do tego, aby rozwijały się innowacyjne technologie, które będą wprowadzane bezpośrednio na rynek.
Nie obawia się pan, że gdy pojawią się dobre pomysły, to nasz system publiczno-prywatny schowa się w cieniu, pojawią się prywatne zagraniczne podmioty i przejmą nam te technologie?
Gdybyśmy mieli tego typu problem, to byłoby bardzo dobrze. Nawet gdyby polskie technologie zostały przejęte na początku, w transakcjach nie w pełni odzwierciedlających ich wartość, byłoby to bardzo korzystne w kontekście weryfikacji Polski jako generatora innowacji na skalę światową. W tym momencie jednym z problemów polskiej biotechnologii jest to, że nie jesteśmy traktowani do końca serio przez zagranicznych partnerów. Pokazanie, że z Polski mogą wychodzić rozwiązania, firmy, produkty, usługi, które są absolutnie innowacyjne na skalę światową, jest dla nas korzystne. Nie ma możliwości, żebyśmy uniknęli wykupienia przez duże podmioty. W długofalowej perspektywie jest to korzystne, ponieważ prędzej czy później pojawią się także polscy inwestorzy, zresztą już teraz są, którzy wykorzystają w pełni szansę i stworzą firmy mające globalne marki.
Kto dziś rządzi w polskim sektorze biotechnologicznym?
Rozwiązania, które są najbardziej wartościowe od strony komercyjnej, pojawiają się w sektorze prywatnym. Współpraca z sektorem publicznym i bardzo duża baza, jeśli chodzi o wysokiej jakości naukę, jest bardzo ważna. Niestety, bardzo rzadko dochodzi do skutecznej komercjalizacji rozwiązań, nawet przełomowych, które są rozwinięte po stronie uczelni, one nie dochodzą do biznesu. Jest bardzo wiele czysto operacyjnych blokad na poziomie administracyjno-zarządczym. Z jednej strony w aparatach biurokratycznych uczelni, następnie w różnych organach kontrolno-nadzorczych i wreszcie w mechanizmach korporacyjnych w firmach, które utrudniają cały proces. Zatem rzeczywiście te najciekawsze rozwiązania są jednak zasiewane po stronie komercyjnych firm.