Giełdowy tydzień nie przyniósł żadnych zmian w sytuacji technicznej rynku. Czekaliśmy na test poziomu dołka z maja, ale nic z tego nie wyszło. Na początku tygodnia obserwowaliśmy powolny wzrost cen, który miał być próbą odreagowania wcześniejszego ich spadku, a właściwie kontynuacją takiej próby, która rozpoczęła się przed poprzednim weekendem. Nic z tego nie wyszło. Zwyżka wprawdzie się pojawiła, ale nie była wynikiem działania większego popytu. Słabe zaangażowanie kupujących wskazywało na to, że popyt nie jest jeszcze gotowy bądź kupującym po prostu się jeszcze nie chce angażować.

Mozolna zwyżka cen przy niskich obrotach nie wskazywała na to, że potrwa dłużej. Poza tym skala tego ruchu nie była wystarczająco duża, by wprowadzić zamieszanie na rynku. Zadaniem byków było bowiem zanegowanie całej ostatniej fali spadków, a to wiązało się z wyciągnięciem cen nad poziom ostatniego lokalnego szczytu (1960 pkt). Zwyżka zatrzymała się zdecydowanie niżej. Poziom zatrzymania sam w sobie był ciekawy, bo była to okolica poziomu, który wcześniej uchodził za wsparcie. W poniedziałek sprzed dwóch tygodni wsparcie zostało pokonane, a w tym tygodniu bykom nie udało się podnieść cen na tyle wysoko, by sygnał ten zanegować. Można więc uznać, że mamy za sobą ruch powrotny.

Ostatnie dwa dni tygodnia to już wyraźniejsze spadki cen. Można je interpretować jako ruch wynikający z wcześniejszego powrotu. Skoro bykom nie udało się sygnału zanegować, to przewaga podaży została potwierdzona. Spadek cen jest tego efektem. Powinno to pomóc w spadku w okolice dołka z maja.

Takie zachowanie być może pogorszy nastroje na rynku, ale nie przesadzałbym z pesymizmem. Zauważmy, że zarówno spadek cen w pamiętny poniedziałek, jak i ruchy spadkowe w tym tygodniu nie były poparte zwiększoną aktywnością, a więc nie ma podstaw, by mówić o wzmożonej podaży.

To raczej popyt kuleje. Brak popytu może wynikać z wielu przyczyn. Mnie się wydaje, że jest to działanie celowe, by doprowadzić rynek na niższe poziomy przed kolejnym ruchem w górę.Nie przypuszczam byśmy właśnie oglądali ruch, który miałby nas doprowadzić do dołka bessy. Można dyskutować o możliwych poziomach rozpoczęcia zwyżki (jeśli ktoś widzi sens takich dyskusji), ale na bessę trzeba będzie trochę poczekać.