Przełomem byłoby wyznaczenie przez indeks nowych rekordów trendu wzrostowego lub zejście pod poziom ostatniej konsolidacji, z której w poniedziałek się rynek wybił. Wydaje się, że na większe zmiany trzeba będzie poczekać.Środowe osłabienie nic nie znaczy. Wprawdzie niektórzy mogą utyskiwać, że wtorkowa zwyżka nie było kontynuowana, ale prawda jest taka, że spadek jest niewielki i wzrost może powrócić w każdej chwili.
Naturalnie niska aktywność tylko ujmuje znaczenia ostatnim zmianom cen. W czwartek zapewne pod tym względem nie będzie lepiej. Skoro sam rynek nie przysparza nam czynników, na których można się skupić, to może choć sfera makro w tym pomaga? W środę mieliśmy do czynienia z jedną publikacją. Była to wartość wskaźnika aktywności przemysłu w rejonie Chicago (ISM Chicago, a wcześniej Chicago PMI). Okazała się ona wyższa od prognoz, co nawet przez chwilę miało znaczenie dla uczestników rynków. Szybko jednak to znaczenie wygasło.
A sam wskaźnik? Lepsza od prognoz wartość wpisuje się w szereg pozytywnych danych, jakie pojawiają się w ostatnim czasie, a dotyczą największej gospodarki światowej. Przebojem jest tu naturalnie nadal komentowana publikacja danych z rynku pracy opisujących jego stan w listopadzie. Temat już wkrótce powróci na czołówki, gdyż w następny piątek pojawią się dane opisujące sytuację w grudniu.
Obecnie oczekuje się niewielkiego spadku zatrudnienia (15 tys.), co należy uznać za przejaw optymizmu, i takie oczekiwania m.in. wspiera środowa publikacja. Subindeks zatrudnienia wzrósł i przekroczył poziom 50 pkt.
Tendencja pozytywna na rynku pracy jest faktem i tu nie można dyskutować, ale jak pokazują dane z października, rynek może nie doszacowywać skali wcześniejszego pogorszenia. Skalę możliwego niedoszacowania poznamy za miesiąc, gdy będą publikowane dane za styczeń. Inne subindeksy potwierdzają poprawę sytuacji w przemyśle i sugerują jej podtrzymanie. Zapasy już nie spadają, a nowe zamówienia mają się nieźle. Różnica między subindeksami opisującymi te zmienne jest największa od 2004 roku i sugeruje możliwość zwiększenia produkcji przemysłowej. Mocniejszy dolar w takiej sytuacji nie dziwi.