Początek był fatalny, ale od połowy lutego wszystko zaczęło się zmieniać. Wprawdzie głośno w mediach było o pesymizmie ekonomistów, a kolejne instytucje produkowały coraz gorsze prognozy na cały rok, ale rynek akcji rozpoczynał już oczekiwane odbicie. Do końca roku od dołka giełdowe indeksy zdołały niemal podwoić swoją wartość i z pewnością jest to wynik imponujący. Pewnie wkrótce pojawią się wabiki na inwestorów, ile to w ubiegłym roku można było zarobić na parkiecie.

Pewnie część funduszy będzie się chwalić, choć w tym wypadku wyniki roczne wcale nie muszą być aż tak rewelacyjne. Warto zauważyć, że pomimo tych osiągnięć wciąż indeks największych spółek nie zdołał do tej pory odrobić połowy spadku od szczytu z 2007 roku. To jest jedną z podstaw, dla których ja ciągle tej zwyżki nie nazywam hossą i zakładam, że jest to ruch wtórny wobec wcześniejszej przeceny. Rozważam możliwość, że może to być początkowa część formowania się kolejnej fali wzrostu, ale w tej chwili jeszcze o czymś takim mówić nie można, a wątpliwości zostaną rozwiane znacznie później.

Trzeba się bowiem liczyć z tym, że po tak spektakularnym wzroście na rynek powróci pogorszenie nastrojów. Jego przebieg i charakterystyka będą pomocne w określeniu, czy to tylko korekta w budującym się nowym wieloletnim trendzie, czy też kolejna fala spadków, będąca częścią ruchu rozpoczętego w 2007 roku. To są jednak dylematy wtórne i znacznie wykraczające poza interesujący nas horyzont. Należy je traktować jako ciekawostkę. Nie mają one żadnego przełożenia na podejmowane decyzje inwestycyjne.

My skupiamy się na zmianach średnioterminowych, a ostatnio nawet na nieco krótszym terminie. Zakładamy bowiem, że tempo zwyżki opadnie i nawet jeśli rynek jeszcze ma przed sobą szczyt, to nie zostanie on osiągnięty dzięki wyraźnej zwyżce, ale ruch będzie raczej szarpany na podobieństwo przebiegu indeksów amerykańskich w roku 1939. Oczywiście nie chodzi o dokładne odwzorowanie schematu, ale zachowanie pewnych własności. Ten rok będzie więc trudniejszy i bardziej wymagający. Swoje trzy grosze będzie dokładała analiza zmian w amerykańskiej polityce pieniężnej, która rządzi dolarem, a więc i światowymi rynkami aktywów.