Trzy poprzednie próby wprawdzie skutkowały wyjściem nad poziom szczytu z poprzedniej sesji, ale bykom nie udawało się tych okolic utrzymać do końca dnia. Tym samym wszelkie pozytywne wnioski, jakie z takiego wyjścia mogły być wyciągnięte, okazywały się przedwczesne.
Te pozytywne wnioski to sygnał potwierdzający odbicie od poziomów wsparcia. Wyjście nad szczyt poprzedniej sesji i ustalenie poziomu zamknięcia tak wysoko jest wskazówką, że popyt zaczyna przejmować inicjatywę, a przynajmniej podaż już tej inicjatywy nie ma. Dodając do tego fakt, że od kilku tygodni poruszamy się w trendzie bocznym i udało się uniknąć zejścia cen pod poziom dołka z maja oraz udało się uniknąć przełamania wewnętrznej linii trendu na wykresie indeksu, przyjmujemy, że utrata przez podaż tej inicjatywy będzie trwalsza niż kilka sesji.
Jeśli założymy, że trend boczny będzie kontynuowany, to teraz można się spodziewać ruchu w kierunku jego górnego ograniczenia, co w przypadku indeksu daje okolice 2400 pkt. Nieco powyżej znajdują się lokalne szczyty obecnej konsolidacji, ale i na tym poziomie przebiega obecnie linia trendu oparta o szczyty z kwietnia. To oczywiście nie jest kluczowe narzędzie, ale warto o nim wspomnieć, gdyż część inwestorów może się nim posługiwać. Na razie na wyższe wzrosty nie ma co liczyć. Strefa oporu dla indeksu 2400-2435 i kontraktów 2420 pkt to w tej chwili zbyt poważne poziomy, by z góry uznać, że popyt sobie z nimi poradzi. Być może będzie okazja je przetestować, ale to na razie wszystko, na co możemy liczyć.
Nadzieję na poważniejszy wzrost cen odbiera nam Mark Hulbert, który analizując wskazania amerykańskich analityków, sygnalizuje utrzymujący się wśród nich optymizm, co z kontrariańskiego punktu widzenia jest raczej przesłanką za tym, by uznać, że potencjał zwyżki jest ograniczony. Być może później się to zmieni, ale na razie optymizm powinien być ostrożny. Odbicie od wsparcia nie przesądza o pojawieniu się poważnej zwyżki. Tym bardziej że przed popytem jeszcze przeprawa przez szczyt na 2365 pkt.
[ramka]