Oficjalnie oczekuje się, że liczba etatów spadła o 87k, a stopa procentowa wzrosła z 9,5 do 9,6 proc. Biorąc pod uwagę sam sektor prywatny oczekuje się, że liczba etatów wzrosła o nieco ponad 80k. Środowa publikacja raportu ADP sugeruje, że w sektorze prywatnym pojawiło się nieco ponad 40k nowych etatów, ale ten raport zwykle zaniżał zmianę względem raportu piątkowego. Przynajmniej pierwszy odczyt tego piątkowego raportu. Później przecież pojawiają się rewizje i nie jest rzadkością, że sprowadzają one wartości publikacji agencji rządowej do poziomu, jaki wcześniej podawał ADP.

Tylko jakie to ma znaczenie w piątek? W piątek liczy się tylko to, co mówi BLS, nawet jeśli później będzie to rewidowane. To też pokazuje, że ten rozbuchany raport o stanie rynku pracy ma spore mankamenty, ale zatrudnienie i sytuacja rynku pracy to ważny czynnik w odbiorze gospodarki i tego nie zmienimy. Przestrzegam jednak przed przecenianiem znaczenia dzisiejszej publikacji.

Ciekawą zależność podają analitycy z Economy.com. Wiadomo, że warto obserwować średnią długość tygodnia pracy, bo jej wydłużenie może zwiastować rosnące zapotrzebowanie na siłę roboczą (w czerwcu akurat zanotowano spadek). Okazuje się, że wg wyliczeń wydłużenie tygodnia pracy o dziesiątą część godziny odpowiada wzrostowi zatrudnienia o ok. 300 tys. osób. Zmiany w długości tygodnia pracy pokazują więc również jakie możliwość elastycznych dostosowań mają pracodawcy na bazie zatrudnionych już pracowników. W obecnej sytuacji, gdy do zatrudniania nikt się nie pali to właśnie zmiany długości tygodnia pracy mogą sygnalizować bardziej wyraźne tendencje w popycie na pracę.