Wczoraj doszło do przeceny, która w końcu wyraźnie wybiła nas z konsolidacji, w jakiej rynek przebywał od kilku dni. To wyrwanie z uśpienia nieco wahnęło również emocjami. Spadek indeksu o 1,5 proc. został przez jeden z serwisów informacyjnych uznany za "silny".

Technicznie jednak wczorajsza przecena nie wprowadza wielu zmian, choć jesteśmy teraz bliżej poziomu wsparcia na 2464 pkt. Przypomnę, że dopiero przełamanie tego poziomu będzie sygnałem zmiany nastawienia na neutralne lub, jeśli ktoś akceptuje większe ryzyko, negatywne. W tym drugim wypadku trzeba się jednak liczyć z przedwczesnym sygnałem ze średnioterminowego punktu widzenia. Zagranie z myślą o spadkach w średnim terminie wiązałoby się z oczekiwaniem na wyraźny spadek, czyli kolejną fazę korekty rozpoczętej w kwietniu.

Ciekawą sytuację mamy w związku z analizą wczoraj opublikowanych danych o dynamice wydajności pracy w II kw. bieżącego roku w USA. Oczekiwano, że wydajność wzrosła o 0,1 proc., a tymczasem spadła o 0,9 proc. Jednostkowe koszty pracy miały wzrosnąć o ponad 1 proc., a tymczasem wzrosły jedynie o 0,2 proc. Jakie z tego płyną wnioski? To pierwszy kwartał spadku wydajności pracy w USA po pięciu z rzędu kwartałach wzrostu wydajności.

Rosła ona o 3,4 proc., 8,4 proc., 7,0 proc., 6,0 proc. i 3,9 proc. Ten spadek nie jest więc aż tak znaczący. Przyjęło się twierdzić, że wzrost wydajności wspiera rozwój gospodarczy. Nie trzeba daleko szukać. W odniesieniu do polskiej gospodarki mówi się przecież o konieczności podniesienia wydajności pracy, gdyż produkujemy znacznie mniej na jednego pracownika niż kraje Europy Zachodniej czy właśnie w USA. Wzrost wydajności pracy faktycznie ma pozytywne znaczenie w długim terminie.

Czy więc opublikowany wczoraj spadek wydajności należy odebrać negatywnie? Nie bardzo, a właściwie można uznać, że to dobra wiadomość. Wskazuje ona bowiem na to, że nie da się już produkować więcej na bazie tego samego zasobu siły roboczej. To może sprawić, że wzrośnie popyt na pracę, a tym samym zacznie poprawiać się zatrudnienie, co przecież ma teraz w Stanach kolosalne znaczenie. Tym samym dane raczej należy odebrać pozytywnie. Zwłaszcza gdy zauważymy, że jednostkowy koszt pracy nie wzrósł znacznie, a więc tym bardziej pracodawcy będą skłonni do zwiększenia zatrudnienia.