To, co rzuca się w oczy, to fakt, że wtorkowe minimum, po którym ceny się podniosły, znajduje się powyżej ostatniego ważnego lokalnego minimum. To potwierdza tezę, że głosy o końcu trendu wzrostowego i początku spadkowego są obecnie zdecydowanie przedwczesne. Rynek faktycznie cofnął się po wyjściu na rekordy, ale taka jest zazwyczaj forma korekty. Można mówić o zatrzymaniu trendu, ale zdecydowanie nie o jego zmianie.
Na bardziej pesymistyczne wnioski trzeba będzie poczekać do chwili, gdy ceny nie zejdą poniżej poziomu 2520 pkt. Zanim w ogóle ten poziom miałby zostać osiągnięty, uwagę graczy skupi na sobie poziom 2600 pkt. Można przypuszczać, że wczorajsze odbicie miało właśnie związek z tym, że we wtorek ceny zbliżyły się do wsparcia, które przez wielu uważane jest za kluczowe.
Ja takiego przekonania nie mam, choć przyznaję, że poziom ten ma szansę odegrać jakąś rolę. Moim zdaniem kluczowy pozostaje poziom 2520 pkt. To on oddziela rynek od trendu spadkowego. Tymczasem w najgorszym razie mamy do czynienia z równowagą w średnim terminie i przełamanie 2600 pkt tego nie zmieni.
W trakcie wczorajszej sesji pojawiło się kilka wiadomości, które można uznać za przyczynki do poprawy nastrojów. Już rano opublikowana została wartość wskaźnika Ifo, która okazała się wyraźnie lepsza od prognoz. Rynki wtedy jeszcze nie były w najlepszych nastrojach i reakcja nie była widoczna, ale później, gdy sytuacja się poprawiła, serwisy przywołały właśnie tę publikację jako jeden z powodów tejże poprawy. Jak zwykle po fakcie. Dobre dane pojawiły się także w USA. Presja inflacyjna na razie nie jest mała, a do tego liczba wnioskujących o zasiłek dla bezrobotnych jest coraz mniejsza.
Optymizm jest tu wskazany, choć ostrożny. Wchodzimy bowiem w okres, gdy zmiany tej wielkości z tygodnia na tydzień mogą być znaczne. Zatem z wnioskami warto poczekać na kolejne tygodnie. Tym bardziej że kolejna publikacja będzie obciążona faktem, że dotyczyć będzie tygodnia, w którym było Święto Dziękczynienia. Zatem i wtedy trudno będzie o wiarygodne dane.