Przyczyną takiej sytuacji może być licznik, mianownik lub... kreska ułamkowa. Zacznijmy od kreski ułamkowej – z pewnością próba oceny wartości spółki w oparciu o prosty wskaźnik skonstruowany poprzez podzielenie dwóch prostych danych nie może oddawać złożoności związanej z wyceną spółki. Niemniej, nikt nie zaprzeczy, że powinna być utrzymywana jakaś relacja pomiędzy tym, ile kosztuje spółka, a tym, ile są warte jej aktywa (choćby w ujęciu księgowym). I przyzwyczailiśmy się, że spółki są raczej warte więcej niż by wynikało z tego, co mają zapisane w księgach. Ale w wielu przypadkach jest odwrotnie i skala zjawiska z pewnością daje dużo do myślenia.
Notowania są atrakcyjne
Spójrzmy zatem na mianownik – czym jest wartość księgowa? Zasadniczo wszystkim, co spółka posiada. Historia rozwoju naszego rynku wskazuje, że wartość księgowa najczęściej była mocno niedoszacowana – początkowo z powodu inflacji, za którą nie nadążały księgi, a następnie z uwagi na wzrost wartości różnych aktywów spółek, w tym nieruchomości. Ostatnie lata ukazują jednak trend odmienny – rekordowo niskiej inflacji i spadającej wyceny aktywów. Jeśli zatem wartość księgowa wielu spółek może być dziś wyższa od rzeczywistej, to nie powinny dziwić spadki wskaźnika C/WK.
Zajmijmy się teraz licznikiem, czyli ceną spółki. Notowania akcji wydają się obecnie bardzo atrakcyjne nie tylko w porównaniu z historycznymi wycenami, ale także biorąc pod uwagę różnego rodzaju wskaźniki, w tym także C/WK. Nawet uwzględniając powyższe zastrzeżenia dotyczące kreski ułamkowej i mianownika, wydaje się, że kursy akcji osiągnęły poziom przynajmniej odzwierciedlający ich realną wartość, a może nawet spadły nieco niżej. O ile nie uważam, aby wyceny były na rażąco niskim poziomie (raczej jestem zwolennikiem tezy, że zostały one po prostu urealnione), o tyle jestem przekonany, że dalsze spadki wiązałyby się z notowaniem poniżej wartości spółek.
Zbliżają się żniwa
A jeśli jest tanio, to warto kupować. Oczywiście duża część inwestorów dojdzie do takiego wniosku dopiero wówczas, kiedy będziemy mieli za sobą kilkumiesięczny wyraźny trend wzrostowy – w ich przypadku o zakupie będą decydować czynniki nie tyle matematyczne, ile emocjonalne. Wiara, że jeśli wzrasta, to będzie wzrastać (i że jeśli spada, to będzie spadać) jest bardzo silnie zakorzeniona w procesie podejmowania decyzji inwestycyjnych i nie ma co z nią walczyć. Są jednak inwestorzy, którzy oceniają rynek bardziej analitycznie niż emocjonalnie. Najczęściej są to duzi gracze i najłatwiej jest ich obserwować przy procesach fuzji i przejęć. A pora żniw przychodzi zawsze pod koniec spowolnienia (bo wówczas jest najtaniej) i zwiastuje ożywienie (bo w przeciwnym wypadku po co by było kupować). I w przypadku fuzji i przejęć moment najczęściej dobrany jest właściwie (bo chodzi o duże pieniądze).
Ważne zmiany w spółkach
Może to być zatem ciekawe uzupełnienie dokonywanych przez nas analiz. Prognozowanie przyszłej sytuacji gospodarczej obejmuje wiele metod badawczych: przewidywane działania władz (w tym zwłaszcza fiskalne i monetarne), optymistyczne wypowiedzi polityków rządzących, pesymistyczne wypowiedzi polityków opozycji, dane statystyczne (niestety historyczne) dotyczące zmian PKB, bezrobocia, inwestycji, bilansu płatniczego, fusy z kawy etc. Ale możemy też wykorzystać dane odnośnie do przyszłej sytuacji gospodarczej oczekiwanej przez dużych graczy – właśnie dotyczące przejęć.