W sposób oczywisty ta druga jest dla świata (a więc i dla Polski) bardziej istotna, ale zmiany w rządzie zawsze budzą duże zainteresowanie. Zmianami w Fedzie zdążymy się jeszcze zająć. I trzeba będzie to zrobić, bo zamiana Bena Bernankego na Janet Yellen nie jest tym samym, czym jest u nas zmiana na stanowisku ministra finansów.
Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że zmiany w rządzie są trochę stawianiem wozu przed koniem. Oczekiwałbym bardziej jasnej, popartej dokładnym planem koncepcji prowadzącej do tego, że po 2020 r., kiedy już środki unijne nie będą wspierały naszej gospodarki, polska gospodarka da sobie dobrze radę. Ja wizji takich zmian nie widzę, a z obecnym modelem bazującym na niskich płacach (co jest w dłuższym terminie samobójstwem gospodarczym) daleko nie zajedziemy.
Potrzebne są reformy zwiększające popyt wewnętrzny i przestawiające gospodarkę z usługowej (zaplecza niemieckiego przemysłu) na innowacyjną, zdolną do wytwarzania produktów znajdujących popyt w Polsce i poza jej granicami. Zmianami ministrów tego się nie osiągnie. Może w przyszłości jakiś program się pojawi, ale jednak zdecydowanie uważam, że kierunek powinien być inny.
Pisząc o zmianach, nie sposób nie napisać o byłym już ministrze finansów Jacku Rostowskim. To był jeden z bardziej nielubianych ministrów w polskim rządzie, a jednocześnie według mnie jeden z najlepszych. Wiem, że to jest kontrowersyjna opinia, ale tak właśnie myślę (i jestem w tym konsekwentny). Cała ta afera z „pomyłką" w budżecie na 2013 r. jest jednym wielkim nieporozumieniem. Dzięki tej „pomyłce" minister oszczędził miliardy złotych na płaconych za obligacje odsetkach.
Kontynuował też dzieło zapoczątkowane przez minister Jolantę Fedak, doprowadzając do zmian w systemie emerytalnym, które według mnie były konieczne. Zdania są na ten temat różne, ale ja tę reformę (co do kierunku, chociaż nie co do szczegółów) popieram.