Czynnikiem, który uruchomił kolejną tak gwałtowną przecenę euro było wystąpienie prezesa EBC na konferencji po decyzji o pozostawieniu stóp procentowych bez zmian. Właściwie dokładniej jest powiedzieć, że zadziałał tu efekt "śnieżnej kuli" - początkowo euro nawet zyskiwało w trakcie jego przemówienia, dopiero w miarę jak na serwisach informacyjnych pojawiały się komentarze do jego wypowiedzi, na rynku zaczęła dominować interpretacja jego słów, która jest wyjątkowo niekorzystna dla wspólnej waluty. Przed wystąpieniem inwestorzy oczekiwali, że Trichet w swoim stylu będzie bardzo jastrzębi. Tymczasem odniósł on się pobieżnie do ryzyka spowolnienia tempa wzrostu PKB w 2 i 3 kwartale, zaznaczając jednak, że po bardzo dobrym odczycie dla pierwszego kwartału EBC już wcześniej uwzględnił to w swoich prognozach. W miarę upływu czasu euro zaczęło spadać. Najpierw - gdy do gry weszli Amerykanie, kolejna duża fala osłabienia euro przyszła, gdy rozpoczęto sesję w Tokio. Jak już zaznaczyłem, rynek "wyprzedał" się z euro, reagując nieco przesadnie na wystąpienie Tricheta, który de facto zaznaczył też gotowość do podwyższenia stóp procentowych jeśli okaże się, że mimo spowolnienia gospodarki ceny ropy pozostaną wysokie i inflacja nie będzie zwalniać.

Częstym zjawiskiem na rynku walutowym jest "przestrzelenie" kursu po napłynięciu nowej informacji na rynek, której prawidłowa wycena zwykle wiąże się z korektą poprzedniego, zbyt głębokiego ruchu. Myślę, że tym razem będzie podobnie - analitycy techniczni podkreślają, że obecnie EURUSD znajduje się na blisko bardzo mocnych poziomów wsparcia, wskazując np. 200-dniową średnią ruchomą na poziomie 1,5227. Właściwie dopiero zejście poniżej tego poziomu oznaczałoby realnie odwrócenie trendu. Co ciekawe, kurs właściwie jedynie dotknął tej bariery, obecnie jest nieco wyżej.

Warto też zwrócić uwagę, że tak gwałtowne zmiany poziomów na EURUSD, które wynikają z przeskalowania oczekiwań co do kolejnej podwyżki w Eurolandzie (krzywa odsetkowa powoli przesunęła się istotnie w dół) w minimalnym stopniu wpłynęły na EURPLN. Obecnie ta para znajduje się na 3,25, głównie wskutek zaskakującej decyzji o obniżce stóp procentowych o 25 punktów w Czechach, pomimo inflacji CPI powyżej 7% r/r. Wielu ekonomistów oceniło postępowanie czeskiego banku centralnego jak wręcz niepoważne, jedynie S. Nieckarz z RPP przyklasnął temu pomysłowi. Wiele instytucji finansowych w ramach zarządzania ryzykiem postrzega kraje określonego regionu jako całość, stąd również niewielka przecena złotego. Negatywnym dla naszej waluty czynnikiem było też wystąpienie przedstawiciela USA, który wysunął niedookreślone groźby pod adresem irańskiego rządu. Siła złotego pozwala jednak założyć, że dopiero wybicie powyżej strefy 3,25-3,26 na zamknięciu oznaczałoby kontynuację korekty. Pamiętajmy, że już wcześniej EURPLN wyjątkowo szybko zakończył poprzednie odreagowanie.

Na koniec jeszcze o bardzo złych informacjach, które wczoraj napłynęły na rynek z Japonii - tamtejszy rząd zmienił (co prawda, w minimalnym stopniu, ale diabeł jak zawsze - tkwi w szczegółach) "wording" komunikatu o stanie tamtejszej gospodarki, po raz pierwszy od 5 miesięcy nie używając w nim słów "poprawa koniunktury". Fumihira Nizishaki, dyrektor departamentu analiz makroekonomicznych japońskiego odpowiednika Kancelarii Premiera powiedział, że "istnieje prawdopodobieństwo, iż japońska gospodarka doświadcza recesji. Dolar zyskał do jena po tych informacjach. Chyba działa tu mechanizm psychologiczny, który prowadzi do poprawy wyceny USD, gdyż w USA wszystkie kłopoty gospodarki znane są od dłuższego czasu, a trudności Europy i Japonii są czymś nowym, nie uwzględnionym w wycenach.

Piotr Denderski