Wczorajszy wzrost cen rozbudził apetyty. Wprawdzie ma on swoje mankamenty, jak choćby fakt, że rynek wzrósł głównie dzięki dwóm spółkom, ale to przecież nie jest powód by inaczej rozliczać sesję. Kasa przeszła z rachunków posiadaczy krótkich pozycji na rachunki posiadaczy pozycji długich. Pytanie, jak długo w nowym miejscu poleży? Kontynuacja zwyżki wydaje się problematyczna. Chodzi tu zarówno o fakt, że dalszy wzrost musi być wsparty zwyżką cen innych spółek, ale także o to, że prawdopodobnie poziom konsolidacji będzie działał na popyt odstraszająco. Paradoks jest taki, że gdyby największe spółki dokonały w połowie tego, co wczoraj zrobiły KGH i PKN, to nie obawialibyśmy się o dolne ograniczenia konsolidacji, ale odliczali punktu do wyznaczenia nowych rekordów trendu. W tym możemy pozazdrościć Amerykanom, których indeksy zaliczają nowe szczyty trendu.

Dziś ważnym tematem jest aukcja długu hiszpańskiego, ale tu już emocji jest wyraźnie mniej. Po wczorajszym sukcesie sprzedaży długu portugalskiego oraz deklaracjach Chin o zakupach długu Hiszpanii, chyba niewielu ma wątpliwość, czy uda się sprzedać oferowane papiery. Ciekawe, że w tle zamieszania wokół długu państw Półwyspu Iberyjskiego nie zauważono wyraźnego spadku rentowności długu irlandzkiego. W poniedziałek osiągał on nawet poziom 9,44, by wczoraj na zamknięciu odnotować 8,6 proc. Tym razem dług już nie będzie najważniejszym wydarzeniem dnia. W planie jest także kilka innych wydarzeń, jak choćby publikacja inflacji w Polsce, czy danych o wyniku wymiany USA z zagranicą.

Na koniec kilka słów o wczorajszej publikacji Beżowej Księgi. Jeśli ktoś śledzi na bieżąco publikowane dane makro, a przecież robi to wielu, to wymowa raportu Fed nie jest zaskakująca. Gospodarka amerykańska ma się lepiej i przyspieszyła pod koniec 2010 roku. To nie tylko jest powodem lepszych ocen sytuacji bieżącej, ale również jaśniejszego spojrzenia w przyszłość. Już oficjalnie dyskutuje się na temat możliwości redukcji zaangażowania Fed w stymulowanie gospodarki, choć na takie decyzje trzeba będzie jeszcze poczekać, aż rynek pracy zacznie generować odpowiednią liczbę etatów. A może już zaczyna to robić, ale oficjalne dane tego nie pokazują? Obok trwa bowiem dyskusja nad wiarygodnością raportu rządowego o stanie rynku pracy w porównaniu z raportem ADP. Który ma rację? Była o tym już tu mowa. Wskazania ADP wcale nie muszą być aż tak błędne, jak sugeruje raport rządowy, gdyż to ten drugi może zostać poddany znacznym rewizjom ze względu na trudność w analizie zmiany zatrudnienia w sektorze small businnesu.