Zatem warto przypomnieć, że Richard Russell to amerykański autor newslettera inwestycyjnego. Taka forma aktywności w Stanach nie jest specjalnie nowa ani rzadka. Wyjątkowość Russella polega na tym, że swój newsletter prowadzi on od 1958 roku. Tak, ponad 50 lat!
Jak ładnie nazwał to Mark Hulbert z MarketWatch, który śledzi newslettery inwestycyjne, a więc i pracę Russella, mówimy tu o dziadku tej branży. We wczesnych latach kariery miał on wiele okresów świetnych wyników, dlatego nazwisko jest firmą samą w sobie. W latach 80. i 90. jego wyniki w relacji do ponoszonego ryzyka były jednymi z najlepszych na rynku. Jednak w ostatniej dekadzie ma on okres słabszy, osiągając wyniki poniżej rynku.
Słabszy okres nie jest tu sprawą dyskwalifikującą. Przynamniej nie dla mnie. Słabszy wynik od rynku nie oznacza przecież katastrofy. Tu za to kłania się doświadczenie, konsekwencja oraz szczególnie przypadające mi do gustu założenie, że rynek ma zawsze rację. Russell mimo swojego wieku oraz niebywałego doświadczenia jest człowiekiem pokornym, czego trudno obecnie w branży i mediach szukać. Ta pokora, czyli świadomość, że nie wie się wszystkiego, szczególnie jest widoczna, gdy zachodzą na rynku zmiany, które nie pasują do jego opinii, lub gdy okazuje się, że dotychczasowa opinia była błędna lub chociażby musiałaby być zrewidowana. Ta pokora przejawia się także w tym, że przyjmuje on zmiany rynkowe do wiadomości i nie próbuje naginać rzeczywistości do dotychczasowego zdania. Ma jasno określone warunki, które pozwalają powiedzieć, że rynek jest w fazie hossy lub bessy i nie próbuje tymi warunkami manipulować, bo mu się wydaje, że może tym razem wskazanie nie będzie skuteczne.
Jeszcze niedawno Russell był zdania, że spadek z lat 2007–2009 był częścią większego ruchu w dół. Ostatnio, po osiągnięciu przez średnią przemysłową i transportową Dow Jones obecnych poziomów, musiał zrewidować swój pogląd i przyjąć, że ostatnie załamanie było tylko niezwykłą, ale jednak korektą w głównym trendzie wzrostowym. Czy „dziadzio” ma rację? To zupełnie inna sprawa. Ja o tym wspominam, gdyż niewielu jest takich, którzy twardo zmieniają opinię bez użalania się na rynek. Błąd to błąd, i tyle.