Przebieg sesji w Stanach nie jest dla nas ważny. Wprawdzie wzrost indeksu przemysłowego Dow Jones o prawie 300 pkt. robi wrażenie, ale skala zwyżki nie jest dla nas zaskoczeniem, skoro w znacznej jej części była skutkiem ruchu, który podniósł wyceny i polskich akcji. Z tego względu można przypuszczać, że uczestnicy naszego rynku będą wstrzemięźliwi w okazywaniu radości z dobrego przebiegu notowań na świecie. Tym bardziej, że przecież my mamy w najbliższej perspektywie zadanie pokonanie poziomu oporu. Przynajmniej wczorajsze nieśmiałe próby podniesienia rynku wskazują na to, że popyt ma takie zapędy. Rosnąca LOP także wskazuje na to, że na rynku zaczyna dziać się coś ważnego.

Niemal bez echa przemknęła wiadomość o tym, że agencja Fitch zmieniła perspektywę ratingu USA do negatywnej. Tym samym wysłała sygnał, że wątpi, by amerykańska administracja była w stanie podjąć się planu redukcji deficytu budżetowego w odpowiedniej skali. Fiasko rozmów w ramach kongresowej superkomisji wskazuje na to, że w tym względzie o  porozumienie obu obozów będzie bardzo trudno. Zbliżająca się kampania prezydencja takim pojednawczym ruchomo nie sprzyja. Wprawdzie mówi się, że przecież fiasko rozmów w Kongresie to nie dramat, bo przecież teraz cięcia będą wchodziły w życie automatycznie, ale przecież ten automat można w każdej chwili wyłączyć. Skoro ponownie szuka się możliwości stymulowania gospodarki amerykańskiej, to czemu właśnie koniecznością tej stymulacji nie wytłumaczyć ewentualnego spowolnienia cięć? Jestem sceptykiem co do faktycznego przeprowadzenia osławionego planu cięć o 1.2 bln dolarów przez 10 lat. Nawet będąc świadomym, że część tych cięć, to nie jest nic nowego, co powstało niedawno. Faktem jest, że obecnie tylko agencja Moody's nie ruszyła amerykańskiego ratingu, choć zarzekała się, że brak sukcesu w pracy superkomisji będzie skutkował obniżeniem ratingu amerykańskiego długu.