Drożejące paliwa ponownie stały się jednym z kluczowych tematów powracających na czołówki serwisów informacyjnych. I słusznie, bo po tym jak sytuacja w peryferyjnych krajach strefy euro (przejściowo) się ustabilizowała, wysokie ceny energii są ponownie głównym zagrożeniem dla światowej gospodarki. Szczególnie że perspektywa ewentualnego konfliktu wokół Iranu budzi obawy przed dalszym ich wzrostem. Oczywiście, cena ropy na obecnym poziomie około 125 dolarów za baryłkę nie odbiega nadmiernie od ubiegłorocznej średniej na poziomie 112 dolarów i do tego jest znacznie niższa od historycznych maksimów.
Niemniej w przypadku Polski i innych krajów regionu duże znaczenie ma słabość walut – po przeliczeniu na złote ceny ropy naftowej w kraju są rzeczywiście na historycznie najwyższym poziomie, podobnie zresztą jak ceny paliw na stacjach benzynowych. Biorąc pod uwagę powyższe zmiany na rynku paliw, warto spróbować odpowiedzieć na pytania dotyczące tego, jak duży może być wpływ „szoku naftowego" na polską gospodarkę. Najważniejsze kanały gospodarki, przez które będą się ujawniać efekty drożejącej ropy, obejmują: inflację, wzrost gospodarczy, bilans w handlu zagranicznym oraz deficyt fiskalny.
Inflacja – najsłabsze ogniwo
Spoglądając na udział paliw oraz energii w koszyku inflacyjnym, wyraźnie widać, że Polska jest jednym z krajów podatnych na szoki z rynku paliw. Podobna uwaga dotyczy zresztą innych gospodarek Europy Środkowej. O ile w całej Unii Europejskiej paliwa oraz nośniki energii stanowią około 9,9 proc. koszyka inflacyjnego HICP (zharmonizowany indeks cen konsumpcyjnych), o tyle średni poziom w Polsce, Czechach oraz na Węgrzech wynosi około 14,5 proc. Według pobieżnych szacunków w przypadku wzrostu cen paliw na rynkach światowych o 20 proc. wskaźnik inflacji na koniec roku byłby o około 0,8 punktu procentowego wyższy, niż obecnie zakładamy.
Jak zwykle w przypadku szoku naftowego główne pytanie dotyczy nie tyle bezpośredniego wpływu na ceny paliw, ile również efektów pośrednich. Ponieważ paliwa stanowią komponent kosztów produkcji oraz transportu innych towarów, szok naftowy może powodować zwyżki cen wielu dóbr. Ponadto może on się przyczyniać do wyższych oczekiwań inflacyjnych, a co za tym idzie również wyższej dynamiki płac. Niemniej pośrednie efekty (tzw. efekty drugiej rundy) powinny mieć niewielkie znaczenie i nie powinny dodać więcej niż 0,2 punktu procentowego. Jest to związane z tym, że przy obecnym słabym popycie konsumpcyjnym i pogarszającej się sytuacji na rynku pracy możliwość przenoszenia wyższych kosztów na odbiorcę oraz możliwość formułowania wysokich żądań płacowych jest ograniczona.
Nie taki diabeł straszny...
Rosnące koszty produkcji oraz transportu mogą wpłynąć na wzrost gospodarczy. Choć Polska i inne kraje Europy Środkowej stały się w ostatnich latach bardziej efektywne energetycznie, wciąż konsumują więcej energii na 1 euro wytworzonego PKB niż kraje zachodnioeuropejskie. Mimo to prawdopodobnie konsekwencje dla wzrostu gospodarczego w Polsce powinny być ograniczone, szczególnie w porównaniu z niektórymi innymi gospodarkami, takimi jak choćby Stany Zjednoczone. Na podstawie analizy kilku modeli ekonometrycznych można szacować, że 20-proc. wzrost cen surowców energetycznych mógłby obniżyć dynamikę PKB o około 0,1–0,2 proc. w ?IV?kwartale oraz 0,3–0,4 proc. w połowie 2013?r. Biorąc pod uwagę relatywnie wysoki poziom wzrostu gospodarczego w kraju, byłby to bardzo ograniczony wpływ.