A co, jeżeli to nie koniec zwyżek cen ropy?

Jak przekłada się drożejąca ropa m.in. na inflację i wzrost gospodarczy w Polsce i innych krajach. Czy powszechne obawy o jej negatywny wpływ na dynamikę PKB nie są przesadzone?

Aktualizacja: 18.02.2017 05:10 Publikacja: 31.03.2012 06:00

A co, jeżeli to nie koniec zwyżek cen ropy?

Foto: GG Parkiet

Drożejące paliwa ponownie stały się jednym z kluczowych tematów powracających na czołówki serwisów informacyjnych. I słusznie, bo po tym jak sytuacja w peryferyjnych krajach strefy euro (przejściowo) się ustabilizowała, wysokie ceny energii są ponownie głównym zagrożeniem dla światowej gospodarki. Szczególnie że perspektywa ewentualnego konfliktu wokół Iranu budzi obawy przed dalszym ich wzrostem. Oczywiście, cena ropy na obecnym poziomie około 125 dolarów za baryłkę nie odbiega nadmiernie od ubiegłorocznej średniej na poziomie 112 dolarów i do tego jest znacznie niższa od historycznych maksimów.

Niemniej w przypadku Polski i innych krajów regionu duże znaczenie ma słabość walut – po przeliczeniu na złote ceny ropy naftowej w kraju są rzeczywiście na historycznie najwyższym poziomie, podobnie zresztą jak ceny paliw na stacjach benzynowych. Biorąc pod uwagę powyższe zmiany na rynku paliw, warto spróbować odpowiedzieć na pytania dotyczące tego, jak duży może być wpływ „szoku naftowego" na polską gospodarkę. Najważniejsze kanały gospodarki, przez które będą się ujawniać efekty drożejącej ropy, obejmują: inflację, wzrost gospodarczy, bilans w handlu zagranicznym oraz deficyt fiskalny.

Inflacja – najsłabsze ogniwo

Spoglądając na udział paliw oraz energii w koszyku inflacyjnym, wyraźnie widać, że Polska jest jednym z krajów podatnych na szoki z rynku paliw. Podobna uwaga dotyczy zresztą innych gospodarek Europy Środkowej. O ile w całej Unii Europejskiej paliwa oraz nośniki energii stanowią około 9,9 proc. koszyka inflacyjnego HICP (zharmonizowany indeks cen konsumpcyjnych), o tyle średni poziom w Polsce, Czechach oraz na Węgrzech wynosi około 14,5 proc. Według pobieżnych szacunków w przypadku wzrostu cen paliw na rynkach światowych o 20 proc. wskaźnik inflacji na koniec roku byłby o około 0,8 punktu procentowego wyższy, niż obecnie zakładamy.

Jak zwykle w przypadku szoku naftowego główne pytanie dotyczy nie tyle bezpośredniego wpływu na ceny paliw, ile również efektów pośrednich. Ponieważ paliwa stanowią komponent kosztów produkcji oraz transportu innych towarów, szok naftowy może powodować zwyżki cen wielu dóbr. Ponadto może on się przyczyniać do wyższych oczekiwań inflacyjnych, a co za tym idzie również wyższej dynamiki płac. Niemniej pośrednie efekty (tzw. efekty drugiej rundy) powinny mieć niewielkie znaczenie i nie powinny dodać więcej niż 0,2 punktu procentowego. Jest to związane z tym, że przy obecnym słabym popycie konsumpcyjnym i pogarszającej się sytuacji na rynku pracy możliwość przenoszenia wyższych kosztów na odbiorcę oraz możliwość formułowania wysokich żądań płacowych jest ograniczona.

Nie taki diabeł straszny...

Rosnące koszty produkcji oraz transportu mogą wpłynąć na wzrost gospodarczy. Choć Polska i inne kraje Europy Środkowej stały się w ostatnich latach bardziej efektywne energetycznie, wciąż konsumują więcej energii na 1 euro wytworzonego PKB niż kraje zachodnioeuropejskie. Mimo to prawdopodobnie konsekwencje dla wzrostu gospodarczego w Polsce powinny być ograniczone, szczególnie w porównaniu z niektórymi innymi gospodarkami, takimi jak choćby Stany Zjednoczone. Na podstawie analizy kilku modeli ekonometrycznych można szacować, że 20-proc. wzrost cen surowców energetycznych mógłby obniżyć dynamikę PKB o około 0,1–0,2 proc. w ?IV?kwartale oraz 0,3–0,4 proc. w połowie 2013?r. Biorąc pod uwagę relatywnie wysoki poziom wzrostu gospodarczego w kraju, byłby to bardzo ograniczony wpływ.

Innymi słowy, chociaż wzrost cen ropy naftowej nie pomaga wzrostowi gospodarczemu, w tym przypadku powszechne obawy są nieco przesadzone. Oczywiście istnieje jednak ryzyko, że w przypadku gwałtownego wzrostu cen (znacznie przekraczającego przykładowe 20 proc.) szok dla gospodarki okazałby się nieproporcjonalnie większy. A to dlatego że po przekroczeniu pewnego progu firmy miałyby zdecydowanie większe trudności z dostosowaniem się do nowych warunków działania. Gdyby jednak doszło do tak znacznego wzrostu cen ropy, zapewne byłby to krótkotrwały szok, gdyż spadek zapotrzebowania na ropę w większych gospodarkach doprowadziłby do spadku jej ceny.

Recykling petrorubli

Polska importuje więcej surowców i produktów energetycznych, niż ich eksportuje. W praktyce oznacza to, że wzrost cen ropy naftowej i innych surowców energetycznych powiększa deficyt handlowy. Biorąc pod uwagę saldo w wymianie surowcami energetycznymi, 20-proc. wzrost ich cen mógłby zwiększyć deficyt w rachunku bieżącym o około 0,5–0,6 proc. PKB, a więc i tak wyraźnie mniej niż 1 proc. na Węgrzech.

W rzeczywistości jednak całkowity efekt powinien być zdecydowanie mniejszy dzięki zjawisku tzw. recyklingu petrodolarów (a w przypadku Europy Środkowej raczej petrorubli). Otóż jak pokazują doświadczenia ostatnich lat, wzrostowi cen ropy towarzyszy również analogiczny wzrost importu w krajach produkujących ropę. Innymi słowy, dochody w postaci petrodolarów lub petrorubli są następnie wydawane przez eksporterów ropy na zakup towarów w innych krajach. Na tym zjawisku korzystają również kraje Europy Środkowej, w tym Polska, gdyż waluty wydane na zakup ropy naftowej powracają do kraju „innymi drzwiami" pod postacią zamówień eksportowych. Dzięki temu efekt wzrostu cen ropy naftowej, choć negatywny, powinien być mniej dotkliwy, niż można byłoby początkowo sądzić, sięgając około 0,3 proc. PKB, zamiast 0,6 proc.

Jeżeli z kolei chodzi o politykę fiskalną, to w przeciwieństwie do niektórych azjatyckich gospodarek polskie władze nie zobowiązały się do subsydiowania cen paliw. Biorąc to pod uwagę, drożejące paliwa powinny mieć znikomy wpływ na sytuację budżetową. Co prawda mogą one się przyczynić do nieco większych wpływów z akcyzy na paliwa, jednak efekt ten powinien zostać skompensowany przez nieco słabszą aktywność gospodarczą, a przez to również niższe wpływy z tytułu innych podatków. Dla uproszczenia można więc założyć, że wpływ na saldo budżetu będzie zbliżony do neutralnego. Co prawda przy rosnących cenach paliw mogą się pojawić naciski społeczne dążące do obniżenia podatku nałożonego na paliwa, jednak szanse na powodzenie takich żądań są raczej niewielkie.

Podsumowując, można więc uznać, że dalsze podwyżki cen ropy naftowej miałyby głównie wpływ na inflację, prowadząc do jej wyraźnego wzrostu. Jednocześnie wzrost gospodarczy czy też deficyt w rachunku obrotów bieżących ucierpiałyby znacznie mniej, a większego wpływu nie odczułby również budżet. Oczywiście wzrost inflacji nie spotkałby się z zadowoleniem Rady Polityki Pieniężnej, która wykorzystałaby to jako argument do dalszego zaostrzenia swojej retoryki, a nawet rozważenia wniosku o zaostrzenie polityki monetarnej. Gdyby jednak do podwyżek stóp doszło, byłby to poważny błąd, bo pomimo silnego wzrostu gospodarczego w 2011 roku wciąż trudno dostrzec jakiekolwiek sygnały świadczące o ryzyku wystąpienia efektów drugiej rundy i wzrostu presji płacowej. A w takiej sytuacji walka z szokiem naftowym za pomocą podwyżek stóp procentowych nie ma większego sensu.

Komentarze
Zamrożone decyzje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Co martwi ministra finansów?
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów