Praktyka czyni mistrza

Problem utrzymania lub likwidacji licencji maklerskich i doradczych stanowi jeden z najważniejszych w ostatnim czasie. Chciałbym zabrać w tej dyskusji głos, ale z punktu wiedzenia wykładowcy akademickiego.

Aktualizacja: 18.02.2017 00:49 Publikacja: 11.04.2012 06:00

Dr hab. Krzysztof Borowski, Katedra Bankowości SGH, fot. D. Pisarek

Dr hab. Krzysztof Borowski, Katedra Bankowości SGH, fot. D. Pisarek

Foto: Archiwum

Do tego typu przemyśleń skłonił mnie artykuł pana A. Adamca pt. „Siekiera zamiast lancetu" opublikowany w GG „Parkiet" w wydaniu z dnia 6–9.04.2012, w którym Autor porusza m.in. znaczenie licencji w karierze młodego człowiek na rynkach finansowych.

Licencja zobowiązuje

W trakcie mojej ponad 10-letniej kariery akademickiej wielokrotnie zdarzało się, że przychodził do mnie student i mówił, że posiada licencję maklerską lub doradcy i chciałby uzyskać zwolnienie z egzaminu z jednego z przedmiotów: analiza techniczna i fundamentalna lub usługi bankowości inwestycyjnej. W tym zdaniu warto zauważyć, że student wyraźnie podkreśla, że taką licencję ma. Dodajmy, że oba przedmioty na SGH na studiach stacjonarnych obejmują 30 godz. i oczywistą rzeczą jest, że w trakcie tak ograniczonego czasowo wykładu nie da się poruszyć wszystkich zagadnień z analizy technicznej czy też fundamentalnej, a tym bardziej w szczegółach wejść w tajniki działalności banków inwestycyjnych.

Siekiera zamiast lancetu

Dlatego też za każdym razem powtarzam, że skoro uzyskał licencję maklera lub doradcy, to z pewnością poradzi sobie z prostym egzaminem przeznaczonym dla studentów, którzy nie są ani maklerami, ani doradcami (poza tym pojawia się pytanie, jaką ocenę powinien otrzymać, przecież egzamin państwowy na maklera czy doradcę nie posiada oceny. Wynik egzaminu jest pozytywny lub negatywny). I zawsze wtedy pada odpowiedź, że do egzaminu nie jest on przygotowany, tylko musi się nauczyć. Moim zdaniem, jeśli student zdał egzamin państwowy na maklera lub doradcę i legitymuje się określoną licencją, to ona zobowiązuje. Zobowiązuje do tego, aby na bieżąco odpowiadać na w miarę proste pytania z tak elementarnych metod inwestowania, jak analiza techniczna czy fundamentalna.

Studenckie podejście

W tym miejscu narzucają się skojarzenia ze znanym wśród studentów powiedzeniem dotyczącym kilku „Z", jakie towarzyszą zdawaniu przez ich egzaminów. Jednym z tych „Z" jest „zdać", a innym „zapomnieć". Zdają. I również zapominają – czasami bardzo szybko, dosłownie w kilka miesięcy po samym egzaminie na maklera lub doradcę. Nie posiadają bieżącej wiedzy z podstaw arkanów finansów. Uwaga dotycząca zapominania materiału nie dotyczy tylko studentów, ale też innych osób, które zdały egzamin państwowy. Jeśli chodzi o wiedzę studentów, to przychodzi mi od czasu do czasu ją kontrolować. Z pewnością wśród osób, które zdały egzamin, są takie, które uzupełniają i poszerzają wiedzę, ale wśród studentów takiego przypadku na razie nie spotkałem.

Licencja to za mało

W związku z tym chciałbym zadać pytanie, czy samo posiadanie licencji jest już wystarczające, aby pracować w zawodzie? Otóż moim zdaniem nie. Dawniej zanim takiego młodego człowieka dopuściło się do operacji w dealing roomie, musiał on przez pewien czas „myć podłogę" czyli, jak to się kiedyś mówiło, „terminować" w zawodzie. To zdanie piszę z pozycji praktyka, który spędził sporo czasu w dealing roomach nie tylko polskich, ale i zagranicznych. Poza tym, jeśli ktoś zdał egzamin maklerski czy doradczy w 1996 r. i nie pracuje w zawodzie, to jaką wartość ma taka licencja? Minimalną. Podobnie rzecz ma się z zawodem lekarza – niewykonywanie zawodu przez kilka lat oznacza utratę prawa do jego wykonywania.

Ważne cykle hossa–bessa

Drugim pytaniem, jakie zadawano w dealing roomie było: „A ile ty kochany masz na koncie cykli hossa-bessa?". Chodziło oczywiście o informację na temat doświadczenia na rynku nowego adepta sztuk finansowych. Większość inwestorów, w tym zawodowców, poznaje swoje prawdzie „ja" dopiero po jednym cyklu hossa-bessa (jedna prawdziwa bessa przeżyta na rynku finansowym jest bezcenna). I wtedy może autorytatywnie powiedzieć, czy się do tego zawodu nadaje, czy też nie. Znam wielu doradców w Polsce i na świecie (wtedy posiadali oni oczywiście tytuł CFA), którzy umieli zdawać egzaminy, ale całkowicie nie radzili sobie ze swoją psychiką. Im szybciej zmieniali profesję – tym lepiej. Dla nich samych i inwestorów, których obsługiwali. Tutaj właśnie dotknęliśmy kolejnego tematu dotyczącego tego, czy ktoś, kto zdał egzamin na maklera lub doradcę ma wiedzę, czy nauczył się rozwiązywać zadania, testy, studia przypadków. Są oczywiście tacy, którzy mają wiedzę, ale są też tacy, którzy umieją zdawać egzaminy. Obie te grupy przychodzą egzamin państwowy. Tylko co z tego wynika dla klientów instytucji finansowych?

W swoim artykule pan Adamiec pisze, że istnieją profesjonaliści na rynku finansowym, którzy „...zdobyli taką pozycję na rynku, że tych licencji nie potrzebują". I to jest moim zdaniem doskonały argument dla zwolenników zniesienia licencji. Skoro tak jest, tzn. że rynek może bez nich funkcjonować, a młodzi adepci na swoją pozycję będą musieli zapracować. I nie chodzi tutaj tylko o zdanie trudnych egzaminów, ale lata bezcennych doświadczeń.

Aby tylko spełnić wymogi

Druga wątpliwość, jaka pojawiła się po lekturze tego artykułu, to czy rzeczywiście pracodawca przy wyborze kandydatur w trakcie procesu rekrutacyjnego wybierając młodego człowieka posiadającego licencję, nie kieruje się własnym interesem przejawiającym się w tym, że przecież musi spełnić określone wymogi Komisji Nadzoru Finansowego dotyczące liczby zatrudnianych doradców i maklerów. Poza tym zatrudniając młodego człowieka z licencją może zaproponować mu mniej, dużo mniej niż doświadczonym maklerom czy doradcom. A licencja w biurze jest. Czyli wymogi formalnoprawne zostały spełnione.

Trudno jest mi się zgodzić z Autorem, że licencję traci się bezterminowo. Po dziesięciu latach od daty skreślenia (przy zachowaniu określonych wymogów prawa przewidzianych w ustawie o obrocie instrumentami finansowymi) można wszystko zacząć od nowa, co oczywiście nie stanowi zachęty do łamania prawa czy działań nieetycznych.

A może przywrócić terminowanie w zawodzie

Reasumując, czy jestem za utrzymaniem licencji? Tak, ale wydaje mi się, że powinno zostać przywrócone terminowanie w zawodzie – czyli podkreślenie znaczenia praktyki w tym zawodzie. Do wykonywania zawodu doradcy czy maklera powinny być spełnione dwa warunki: zdany właściwy egzamin i odpowiedni staż pracy na rynku kapitałowym (np. trzy lub pięcioletni). Skoro jednym z argumentów podnoszonych przez obrońców utrzymania licencji jest dbałość o inwestorów na rynku finansowym, może warto pomyśleć o wprowadzeniu obowiązku ponownego zdawania egzaminu przez osoby niepracujące w zawodzie przez np. trzy lata. W tym czasie zmieniły się przecież przepisy prawa, a ich nieznajomość przez maklera lub doradcę działałaby na szkodę klientów biur maklerskich.

Potrzeba dyskusji

Proszę potraktować moją wypowiedź jako głos w dyskusji na temat zasadności utrzymania?lub skreślenia licencji. Jak widać istnieje potrzeba przeprowadzenia szerszej dyskusji społecznej.

Polemika do...

W świątecznym wydaniu „Parkietu" Alfred Adamiec, szef DM Alfa Zarządzanie Aktywami, w tekście „Siekiera zamiast lancetu" stwierdził m.in.: że „młodzi absolwenci lub studenci szkół wyższych, w tym ekonomicznych, często nie mieliby większych szans na rozmowach rekrutacyjnych w instytucjach rynku kapitałowego, gdyby nie posiadanie licencji doradcy inwestycyjnego".

Komentarze
Słabsze obligacje
Komentarze
Stały kupon znów w odwrocie
Komentarze
Robert Nogacki: Dedolaryzacja - próby podważenia dominującej pozycji amerykańskiej waluty
Komentarze
Paweł Spławski: Jak zapobiegać praniu pieniędzy
Komentarze
Robert Morawski: Dla kogo kwoty wolne?
Komentarze
Altcoinom brakuje euforii