Facebook po 38 dolarów (maksimum wcześniej podanego przedziału) schodzi jak ciepłe bułeczki, a nie wszyscy mieli możliwość uczestnictwa w ofercie pierwotnej. Rzesza ludzi czeka na pojawienie się akcji w obrocie, a ceny o jakich się mówi są niemal dwukrotnie większe. Mnie to przypomina nieco sławetną ofertę Banku Śląskiego. Ceny została najpierw wywindowana pod nieboskłon, by później spaść do poziom niemal dziesiątej części początkowej ceny. Czy ktoś sobie wyobraża taki scenariusz dla pupilka internetu? Czy wycofanie się GM z reklamy na Facebooku nie jest ostrzeżeniem przed przynajmniej nadmiernym optymizmem? Czy racje ma Warren Buffett, który nie bierze udziału w tej ofercie? Czy rację mają ci, którzy uważają, że to szaleństwo? Jak rozumieć ostatnie ruchy osób sprzedających akcje w ofercie, gdy okazało się, że pula oferowanych papierów znacznie wzrosła. Szczególnym przypadkiem jest Chase Coleman, kierujący funduszem Tiger Global Management, który początkowo miał sprzedać 3,36 mln akcji, a ostatecznie zdecydował się na pozbycie się 23,4 mln akcji, czyli połowy posiadanego pakietu. Warto sobie także postawić pytanie, jak będzie zachowywał się indeks Nasdaq, gdy spółka już się w nim znajdzie, a sprawdzi się „śląski scenariusz"? Tym bardziej, że jej ruchy będą zapewne pociągały za sobą zmiany wycen całej branży.
Wejście na rynek Facebooka ma miejsce w szczególnym czasie. Świat drży o stan strefy euro. Wczoraj agencja Moody's zdecydowała się na obniżenie ratingów dla 16 banków hiszpańskich, czyli potwierdzone zostały plotki, jakie pojawiły się w trakcie notowań europejskich. No, przynajmniej częściowo, bo obniżka nie dotyczyła długu Hiszpanii, a jedynie banków. Obniżono za to rating długu Grecji, ale to już żadna nowość. Grecja wydaje się już spisana na straty i chyba nic w tym temacie nie jest w stanie zaskoczyć. Problemem nie jest obecnie Grecja, ale pozostałe kraje zagrożone, a w szczególności Hiszpania i Włochy z racji wielkości.
Wczorajsze zachowanie rynku amerykańskiego jest ciekawe. Przez wiele dni opierał się on większej przecenie tracą z sesji na sesję mniej niż 1 proc. Wczoraj główne indeksy zakończyły dzień spadkiem o ponad 1 proc. Przyspieszenie przeceny może być efektem ataku podaży, który rozpocznie fazę szybkiej przeceny, ale może być także przejawem utraty cierpliwości przez posiadaczy akcji, a to oznaczałoby, że słabe ręce oddały papiery i rynek czeka odbicie. Pytanie brzmi, czy jest tu jakaś różnica? Mała. Odbicie zakłada fazę uspokojenia rynku i pewnie wzrostu cen, ale niewielkiego. Nie ma mowy o tym, by mówić o końcu osłabienia. Niektóre możliwe scenariusze mówią o tym, że to dopiero początek.
W przypadku polskiego rynku sytuacja zaczyna przypominać tą, którą wskazywałem w lutym. Wtedy wątpiłem, w to, że podaż faktycznie jest w stanie wykręcić taki numer. Teraz wygląda na to, że wszelkie scenariusze nawet zbliżenia się do szczytu z końca sierpnia to fatamorgana. Rynek znajduje się w nastawieniu negatywnym i dziś będzie to prawdopodobnie potwierdzone nowymi miniami spadków. Tym samym oddalać się będzie szczyt z 10 maja, który nadal jest tym, którego pokonanie mogłoby zmienić obraz rynku, a nastawienie z negatywnego na neutralne.