Weekendowa Analiza Futures

Richard Russell, autor newslettera Dow Theory Letters, ostrzega przed krachem. Kilkudziesięcioletni staż rynkowy Russella każe przynajmniej zwrócić na tą prognozę uwagę. Nie wiem, czy faktycznie nastąpi krach, jakiego obawia się Russell, ale moim zdaniem, prawdopodobieństwo wystąpienia silnej przeceny na rynkach jest nadal wysokie.

Aktualizacja: 18.02.2017 13:32 Publikacja: 20.05.2012 13:25

Weekendowa Analiza Futures

Foto: ROL

Dziś zagramy z kontry. Zapraszam do zapoznania się z przemyśleniami dotyczącymi możliwości zakończenia obecnej fazy spadków oraz rozpoczęcia wzrostowej fazy rynku. To efekt wyciągnięcia wniosków z tego, co wydarzyło się w lutym, gdy przy znacznej polaryzacji nastrojów okazało się, że rynek jednak nie poradził sobie z pokonaniem poziomu 2400 pkt.

Wtedy optymizm był duży. Teraz jest znikomy. Poziom aktualnych nastrojów rynkowych jest zazwyczaj dobrą wskazówką dotyczącą może nie samego pojawienia się dołka, co możliwości kontynuacji aktualnego ruchu cen. Pesymizm, jaki ujawnia się w wielu publikacjach medialnych, sugeruje raczej wyczerpywanie się potencjału obecnego spadku, ale dokładny poziom zatrzymania to zupełnie inna sprawa.

Richard Russell, autor newslettera Dow Theory Letters, ostrzega przed krachem. Kilkudziesięcioletni staż rynkowy Russella każe przynajmniej zwrócić na tą prognozę uwagę. Nie wiem, czy faktycznie nastąpi krach, jakiego obawia się Russell, ale moim zdaniem, prawdopodobieństwo wystąpienia silnej przeceny na rynkach jest nadal wysokie. W przypadku naszego rynku zdecydowanie zmniejszyłoby się, gdyby ceny zdołały pokonać poziom szczytu z 2011 roku. Wtedy bessowe scenariusze musiałyby zostać odstawione na półkę. Problem w tym, że ten szczyt to dla indeksu WIG20 poziom 2940 pkt.  a my znajdujemy się obecnie 900 pkt. niżej. To odległość, która wydaje się w tej chwili wręcz abstrakcyjna. Tym bardziej, że rynek znajduje się fazie spadku, który także ma znaczenie w średnim terminie. Zatem musiałoby dojść do nagłego zwrotu kierunku ruchu cen.

Czy taki zwrot jest możliwy? Jest możliwy. Pytanie brzmi, czy faktycznie, jeśli pojawiłaby się zwyżka cen, to w jej efekcie osiągnęlibyśmy aż tak wysokie poziomy. Moim zdaniem jest to już znacznie mniej prawdopodobne. Wielkość wymaganego wzrostu cen wydaje się zbyt duża, jak na obecny stan fundamentów. Rynek ma swój rytm i nie zawsze musi on dokładnie odpowiadać temu, co dzieje się w sferze gospodarczej, ale nie ma możliwości, by zupełnie od tej sfery rynek miał się oderwać. Tu nie chodzi przecież o sam fakt ewentualnego pokonania ubiegłorocznego szczytu, ale o to, że miałby być to sygnał długoterminowego odejścia od fali spadków na rzecz trendu wzrostowego. Nie chodzi zatem tylko o pokonanie 2940 pkt., ale otwarcie drogi do większej zwyżki. Właśnie dlatego taki wzrost wydaje się w tych okolicznościach mało realny.

Co zatem jest w zasięgu byków? Możliwości jest wiele. Łącznie z osiągnięciem okolic 2700-2800 pkt., ale nie ma sensu się teraz nad nimi rozwodzić, gdyż tak optymistyczne warianty są obwarowane podstawowym warunkiem. By myśleć o tak znaczących zwyżkach, indeks WIG20 musi sobie poradzić z poziomem szczytu z 2 maja (Wykres_1). Dopiero pokonanie tego szczytu pozwoli na bardziej sensowne rozważania „co dalej w kontekście wzrostu". Innymi słowy by, rozważać silnie wzrostowe scenariusze w średnim terminie, potrzebne jest zanegowanie ostatniej fali spadków. Całej.

Czy rynek jest w stanie sobie z tym poradzić? Jeśli wspomniałem, że jest w stanie silnie wzrosnąć, to też jest w stanie tym bardziej pokonać poziom 2250 pkt. Zauważmy jednak, że mówimy tu o negowaniu fali, która teoretycznie jeszcze się nie zakończyła. To nieco przedwczesne i zanim kogoś coś skusi na zagrywki pod możliwość wzrostu, warto poczekać na zatrzymanie aktualnej fali spadków.

Poszukiwania momentu zatrzymania przeceny mogą mieć dwojaki charakter. Z jednej strony poszukujemy poziomu, którego ceny już nie będą w stanie przełamać. W przypadku WIG20 może to być okolica dołka z 23 września. Silne i wyraźne przełamanie tego poziomu oznaczać będzie utrzymanie przez podaż kontroli nad rynkiem i prawdopodobne przyspieszenie przeceny. Utrzymanie się indeksu nad tym dołkiem, lub jego chwilowe naruszenie (moim zdaniem bardziej prawdopodobne) będzie oznaczało powrót popytu na rynek i zmniejszenie skali przewagi podaży. Wtedy będzie można wstępnie mówić o zatrzymaniu ruchu w dół.

Innym podejściem nie jest szukanie dołka, ale obserwowanie zmian cen w odniesieniu do potencjalnie ważnych poziomów oporu i reagowanie, gdyby taki poziom został pokonany. Kierując się tym podejściem nie zaprzątamy sobie głowy poszukiwaniem dołków, bo w trakcie tak silnego trendu jest to utrudnione, ale wsłuchujemy się w to, co mówi sam rynek. To podejście jest mi bliższe. Który poziom wydaje się obecnie ważny?

Jak już wspominałem wyżej, szczyt z 2 maja będzie sygnalizował powrót przewagi popytu i możliwość wzrostów. Zazwyczaj, zanim rynek zmieni fazę spadków na fazę wzrostów, pojawia się krótka faza równowagi. Taka faza oznacza, że spadek cen się zatrzymał. Jaki poziom cen musiałby zostać pokonany, by uznać, że spadek wyhamował? W tej chwili poziomem takim wydaje się być szczyt z 10 maja (2190 pkt. dla WIG20). Nieco niżej znajduje się linia łącząca dwa lokalne dołki, która niedawno została pokonana. Powrót do tej linii nie będzie miał wpływu na ocenę tendencji, a więc rynek musi nad tą linię się wydźwignąć (Wykres_2).

Znamy więc uwarunkowania techniczne dla ewentualnego scenariusza rychłego zatrzymania spadków, a także dla scenariusza rozpoczęcia fazy wzrostu cen. Czy czynniki pozarynkowe uprawniają do takich oczekiwań. No i co z tą przepowiednią Russella? Wystąpienie fazy wzrostów cen nie przeszkadza spodziewać się załamania. Kto wie, może będzie miało ono zwyczajowy termin jesienny?

Czytając rozważania o wzroście cen można odnieść wrażenie, że nie zauważam tego, co dzieje się wokół rynku. Zauważam, ale mam przekonanie, że to, o czym na co dzień wałkuje się w mediach nie ma już większego znaczenia w kontekście rynku. Informacja, którą od jakiegoś czasu znają wszyscy nie jest już informacją z potencjałem wpływu na rynek. Większe zmiany cen pojawią się z zaskoczenia, gdy większość myślami się po drugiej stronie. Jak już wspominałem w końcówce tygodnia, czynnik grecki moim zdaniem stracił na znaczeniu. Przynajmniej przez miesiąc nic nowego się tu nie wydarzy. Emocjonowanie się sondażami także nie będzie już takie duże, choć może mieć znaczenie w krótkim terminie. Wzrost ma szansę się pojawić. O Russellu i jego ostrzeżeniu przypomnimy sobie za kilka miesięcy. W żadnym wypadku nie wolno o nim zapominać. W długim terminie trwa bessa i nawet kilkumiesięczne zwyżki tego nie zmienią.

Komentarze
Na co czeka RPP?
Komentarze
Gołębnik pozostaje otwarty
Komentarze
Kwiecień w obligacjach
Komentarze
W Polsce stopy w dół, w USA nie
Komentarze
Wyczekiwane decyzje RPP
Komentarze
Łapanie oddechu