Z tego względu nie warto przykładać zbyt dużej wagi do tego, co się wydarzyło. Tym bardziej że nasz rynek wydawał się odstawać od tego, co miało miejsce na najważniejszych rynkach światowych.

Notowania kontraktów terminowych na WIG20 rozpoczęły się dokładnie na poziomie zakończenia notowań piątkowych. Optymizm, jaki w piątek przesądził o mocnej końcówce sesji w USA, naszych spekulantów nie uwiódł. Być może uznali oni, że zbyt dużo było tu naciągania na koniec kwartału, a być może jest to przejaw obaw o to, co przyniosą kolejne dane? Jedno jest pewne, uczestnicy rynku polskiego mieli wczoraj problem z naśladowaniem pozytywnych zmian cen w Europie. Jeszcze niedawno to właśnie WIG20 zachowywał się lepiej niż rynki zachodnie. Teraz jest od nich słabszy. Gdyby założyć, że i tym razem to relatywne odstępstwo od Zachodu ma być skuteczną wskazówką, to mielibyśmy sygnał, że powoli zbliża się okres osłabienia cen. Nie musi to być już teraz, a nowe szczyty zwyżki nadal mają szansę zostać wyznaczone, ale na wiele więcej nie można byłoby liczyć. Czy wskazania WIG20 są dobrym sygnalizatorem wyprzedzającym? Ostatnio się powiodło, choć warto byłoby zrobić szczegółowe badania, czy to efekt faktycznej właściwości zachowania naszego rynku, czy też tylko szczęśliwy traf.

Mocne zachowanie zachodnich rynków akcji miało miejsce w sytuacji publikacji nie najlepszych danych makro. W szczególności rozczarowała wartość wskaźnika ISM dla amerykańskiego przemysłu, która okazała się wyraźnie słabsza od oczekiwań, a także niższa od progowej wartości 50 pkt, która dzieli wzrost od spadku aktywności. Szybko pojawiły się głosy, słuszne, że sam fakt spadku pod poziom 50 pkt nie oznacza jeszcze recesji. Niemniej może budzić obawy fakt, że w dużej mierze za spadek wskaźnika odpowiada jego subindeks nowych zamówień.