Niezależnie od ich trafności, indeks S&P 500 cofnął się poniżej przebitego we wrześniu poziomu oporu, jakim był lokalny szczyt z kwietnia br.

Pesymiści oczami wyobraźni widzą już zapewne skasowanie całej letniej zwyżki i spadek S&P 500 w okolicę dołka z początku czerwca (1278 pkt). Póki co trzeba jednak zauważyć, że pod względem zasięgu, jak i dynamiki, obecna korekta spadkowa nie odbiega od wielu innych mało istotnych w dłuższej perspektywie ruchów zniżkowych z ostatnich prawie czterech lat. Szczyt hossy na Wall Street jest ciągle w zasięgu ręki.

Kierunek długofalowego trendu zdają się potwierdzać wyniki finansowe amerykańskich korporacji w III kwartale. Mimo narzekań na rezultaty poszczególnych spółek, ogólny obraz jest jednoznaczny. Jak podaje Bloomberg, najnowsze wyniki podało już prawie 90 proc. firm z S&P 500. 61 proc. z nich odnotowało wzrost zysku, zaś 71 proc. pozytywnie zaskoczyło analityków. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja na rynku ropy naftowej. Ostatni spadek jej cen nie tyle oddalił je od szczytu hossy (tak jak w przypadku S&P 500), ile utrwalił trwający już od dwóch lat szeroki trend boczny.