Od reformy emerytalnej, na mocy której na nasz rynek kapitałowy wkroczyły Otwarte Fundusze Emerytalne, minęło już prawie 14 lat. Przez cały ten czas OFE dzielnie inwestowały pieniądze obywateli, by każdy mógł na emeryturze pozwolić sobie na wakacje pod palmami. W taki bowiem sposób – wyluzowany staruszek z drinkiem na plaży – reklamowały się OFE w 1999 r. W reklamach zapomniano tylko dodać małego, nieistotnego szczegółu, że zysk jaki fundusze wypracują dla przyszłego emeryta zależy od giełdowej koniunktury, a ta, jak większość naszego społeczeństwa z pewnością wie, bywa różna. Mówiąc najprościej – raz na wozie, raz pod wozem. Ci, którzy odchodzili na emeryturę będąc na wozie, namiętnie wykupują teraz wycieczki do Egiptu, czy Tunezji. Ci drudzy, muszą się zadowolić palmą na rondzie Charles'a de Gaulle'a w Warszawie. Teraz, po zmianach proponowanych przez rząd, na wakacje nie pojedzie już żaden emeryt, bez względu na to, w której części wozu się znajduje.
Czytaj i komentuj na blogu
Ale na wakacjach tragedia się nie kończy. Otóż, jak wielu naszych ekspertów ostrzega, dobrowolność przy wyborze między OFE i ZUS (z domyślnym wskazaniem na ZUS) doprowadzi do całkowitej marginalizacji roli OFE w funkcjonowaniu naszego rynku kapitałowego. Obywatele, którzy dotąd nie musieli martwić się o system emerytalny – bo pieniądze z automatu trafiały na konta w OFE, nie wypracowali sobie poczucia troski o swoje emerytury, więc teraz też nie będą sobie zaśmiecać tym głowy. A skoro tak – to pieniądze trafią do ZUS. Jest to więc jawna niesprawiedliwość. Bo teraz, żeby jakieś OFE dostało pieniądze, będzie musiało w jakiś sposób przekonać do siebie przyszłego emeryta. Może trzeba odnowić kampanię z wakacjami pod palmami?
Przyszłość nie wygląda więc kolorowo. Na rynku może zostać tylko kilka OFE, które będę w stanie przekonać do siebie klientów, a reszta będzie musiała zwinąć interes. To z kolei oznacza, że na warszawskiej giełdzie pojawi się nadpodaż akcji, a zgodnie z najbardziej znanym w ekonomi krzyżem – popyt vs podaż, jak to drugie się podnosi, to ceny spadają. Popis tego mechanizmu widzieliśmy na początku września. Według ekspertów, spadki będą trwały, ale rozciągną się w czasie. Szkoda, że tragedia przyszła w takim momencie. Koniunktura gospodarcza w Polsce się poprawia, niebawem zacznie płynąć do nas kolejny strumień dotacji unijnych, giełda unowocześniła swój system transakcyjny, a i światowe potęgi gospodarcze radzą sobie lepiej. Niestety, bez OFE naszego rynku nie rozruszają ani zachodnie fundusze, ani krajowe TFI, ani detal. Ta nadchodząca nadpodaż przygniecie wszystkich.
Pochodną wycofywania się OFE z GPW jest jeszcze jeden problem – brak źródeł finansowania dla giełdowych spółek. Przez 14 lat fundusze stanowiły koło zamachowe polskiej gospodarki, wspierając setki innowacyjnych firm notowanych na parkiecie. Teraz młode, obiecujące przedsiębiorstwa będą musiały szukać pieniędzy gdzie indziej. A możliwości jest niewiele – odchudzone GPW i NewConnect, fundusze private equity, anioły biznesu, unijne dotacje, inkubatory przedsiębiorczości...
Czy jest jakaś recepta na wszystkie te problemy? Tak. Musimy lepiej edukować nasze społeczeństwo i pozwolić mu samemu decydować, ile chce konsumować teraz, a ile w przyszłości. Świadomy obywatel, to obywatel krytyczny. Nie da sobie wmówić, że cena złota rośnie co miesiąc o 12 proc., albo, że jak ktoś co miesiąc dostaje gwarantowane od państwa środki pieniężne na inwestycje, to będzie działał w najlepszym interesie klienta. Zajęcia z przedsiębiorczości w szkole powinny mieć równie wysoką rangę jak matematyka.