Pierwsza obejmuje czas od początku notowań do pojawienia się danych z polskiej gospodarki. Druga część to okres od pojawienia się danych do końca dnia. W trakcie pierwszej części sesji przebieg notowań był typowy dla poniedziałku. Mieliśmy zatem do czynienia z niską zmiennością cen (zakres zmian zawierał się w przedziale 10 pkt) oraz niskim poziomem aktywności (na rynku kasowym obrót do południa wyniósł tylko 150 mln złotych). Inne oblicze miały notowania po godzinie 14. Zakres zmian ceny się potroił. Wzrosła także chęć do składania zleceń, co przełożyło się na wyraźną poprawę wartości obrotu.

Co się wydarzyło o 14? Opublikowane zostały informacje o dynamice produkcji przemysłowej oraz sprzedaży detalicznej. W obu wypadkach dane odbiegały in plus od poziomów oczekiwanych przez analityków. Trzeba jednak przyznać, że żywiołowość reakcji nie współgra ze skalą zaskoczenia danymi. Oczekiwano, że produkcja wzrosła o 7,2 proc., a faktycznie wzrosła o 8,8 proc. W przypadku dynamiki sprzedaży detalicznej oczekiwania uplasowane były na poziomie 1,5 proc., a opublikowano dane o wzroście o 3 proc. Te różnice nie są na tyle duże, by wywoływać aż takie poruszenie. W przeszłości, i to nie tak dawnej, spotykaliśmy podobne rozjazdy i nie skutkowało to aż takimi skokami cen. Zmiana wycen po ogłoszeniu danych była po części skutkiem publikacji, ale swoje zapewne wniosły nastroje rynkowe. Zbliżamy się do poziomów oporów, czyli kilkuletniej konsolidacji z szansą na skuteczny atak.