Na rynku nie brakuje instytucji publikujących raporty zakładające powrót cen do trendu spadkowego. Wśród nich znajduje się m.in. Goldman Sachs, który w połowie maja ściął swoje prognozy. Bank spodziewa się spadku notowań odmiany typu Brent i WTI o kilkanaście dolarów. Zdaniem Goldmana nadpodaż ropy i łatwy dostęp producentów do gotówki spowodują, że do października cena ropy może ponownie spaść do 45 dolarów za baryłkę.

W podobnym tonie wypowiadają się krajowi eksperci. – Większa część odbicia cen ropy jest za nami. Nie dostrzegam żadnych argumentów fundamentalnych, które skłaniałyby do zajmowania długich pozycji. W krótkim terminie oczekiwałbym spadku notowań – mówi Paweł Kordala, analityk surowcowy XTB. – Notowania ropy naftowej WTI ustabilizowały się w okolicach 60–61 dolarów za baryłkę. Nadal byki nie mają wystarczająco dużo siły do pokonania poziomu oporu w okolicach 61–62 dolarów, co sugeruje słabość strony popytowej i możliwość korekty w najbliższych dniach. Prawdopodobny zasięg korekty to 54 dolary za baryłkę – ocenia Dorota Sierakowska, analityk surowcowy DM BOŚ.

– Już 5 czerwca w Wiedniu odbędzie się spotkanie przedstawicieli krajów zrzeszonych w OPEC. Nic nie wskazuje na to, żeby kartel zmienił poziom wydobycia – mówi Kordala. Wtóruje mu Sierakowska. – Szanse na obniżenie limitu produkcji ropy w OPEC na czerwcowym spotkaniu przedstawicieli kartelu są znikome. Kraje OPEC zamierzają walczyć o udział w rynku – dodaje. Zdaniem Kordali do 5 czerwca będziemy świadkami podwyższonej zmienności. – Znając życie, każda wypowiedź przedstawiciela któregoś z krajów OPEC może pobudzić spekulantów i zachwiać kursem – mówi.