„Robimy biznes, a nie show-biznes" – mówił „Parkietowi" w połowie września Paweł Tamborski. I właśnie taką powszechną opinię na rynku finansowym miał prezes giełdy, który już w środę wieczorem złożył dymisję na ręce ministra skarbu. Jeździł po kraju, szukając i zachęcając spółki do debiutu giełdowego. Za granicą skutecznie przekonywał instytucje finansowe do inwestowania w Polsce.
Co osiągnął przez ponad rok pracy na giełdzie? – Spadek obrotów i płynności na giełdzie, kurczenie się rynku, spadek zaufania do giełdy... – powiedzą nieżyczliwi. Pytanie tylko, czy ktokolwiek mógłby zatrzymać trend zapoczątkowany demontażem OFE, jednej trzeciej siły rynkowej, przez rząd Donalda Tuska i kojarzeniem giełdy z hazardem przez ministra Rostowskiego. Później piętno odcisnęła wojna na Ukrainie i niekorzystna dla mniejszościowych akcjonariuszy rewolucja w energetyce (tj. siłowe wrzucanie kopalń w ręce giełdowych spółek energetycznych).
Pomysły rynkowe obecnych decydentów to już równia pochyła dla giełdy: podatek bankowy i jak się okazuje ubezpieczeniowy, przewalutowanie kredytów frankowych, podatek transakcyjny, ... w końcu sugestie nacjonalizacji spółek giełdowych poprzez całkowitą likwidację OFE. Skutki już są opłakane – od kwietnia wartość rynkowa krajowych firm spadła o jedną piątą. To bagatela 130 mld zł.! A to nie koniec.
Jedyny poważniejszy zarzut to ... niższe koszty i wzrost zysków samej giełdy. Czy głównym celem giełdy, organizatora obrotu instrumentami finansowymi powinna być bowiem maksymalizacja zysków? – Tak, jesteśmy spółka giełdową i jesteśmy do tego zobowiązani wobec akcjonariuszy – podkreślał wielokrotnie Tamborski. Nie wszyscy się z tym zgadzali.
Skąd dymisja? Nie chodzi o merytorykę, lecz znów politykę. Tamborski, który od 1991 roku przeprowadzał największe transakcje kapitałowe w Polsce, zanim trafił na giełdę, był wiceministrem skarbu w rządzie Tuska. To wtedy dokończono prywatyzację chemicznego Ciechu, który – co trzeba podkreślić - poprzez rynkowe mechanizmy, dostał się w ręce śp. Jana Kulczyka. I ta sprawa „ciągnie się" za nim do dzisiaj. Nie można wykluczyć, że spektakularne pojawienie się CBA w siedzibie giełdy w połowie października było właśnie swoistą „prośbą" o dymisję.