W piątek rynek znalazł się w końcówce minimalnie nad oporem. W poniedziałek zwyżka się powiększyła, ale i tym razem nie doszło do przyspieszenia wzrostu. Popyt w sytuacji, gdy powinien zdynamizować swoje działania, gaśnie. To nie jest przekonujące.

Mamy do czynienia z sytuacją niezwykłą. Od wielu miesięcy nie zdarzyło się, by ceny kontraktów oraz indeks podniosły się na tyle, by doszło do negacji poprzedniej fali spadków. Teraz właśnie do takiej negacji doszło. Cały ruch, jaki nastąpił od szczytu z okolic 1900 pkt do dołka nad poziom 1650 pkt, został zniwelowany. Tym samym przekonanie o przewadze podaży nie ma już jednoznacznych podstaw. Popyt pokazał, że w krótkim terminie ma przewagę, ale i w średnim nie można już mówić o bessie. A o czym można mówić? Odpowiedź na to pytanie miała przyjść właśnie na bazie tego, co się stanie w sytuacji pokonania oporu. Te ostatnie dwie sesje raczej utrudniają stwierdzenie, że przewagę zyskał popyt. Tu raczej uzasadnienie może mieć założenie o równowadze. Takie założenie pozwala za to przyjąć, że brak trendu skłania do wykorzystywania narzędzi o krótkoterminowym charakterze. W tym kontekście dywergencje widoczne na oscylatorach nie nastrajają optymistycznie na najbliższe dni. Nie należy jednak spisywać byków na straty. To jeszcze nie koniec ich prób.