W kontekście tego, co działo się na rynkach rozwiniętych, takie zachowanie indeksu WIG20 nie wzbudza zaufania. Paradoks polega na tym, że w tym samym czasie indeks londyński zniwelował cały wcześniejszy spadek. Indeks rynku, który teoretycznie miałby najbardziej na brexicie ucierpieć już nie wskazuje, by miały go jakieś problemy dotyczyć. U nas za to szorujemy po dnie i zupełnie nie reagujemy na tę poprawę na Zachodzie. Kto tu ma rację?

Nastroje wśród polskich inwestorów są bardzo słabe, co widać także pod wartości wskaźnika publikowanego przez SII. Wciąż jest on ujemny, choć już skala przewagi niedźwiedzi nieco zmalała. Ujemna wartość wskaźnika, szczególnie, że nadal jest ona niższa niż -10 pkt., sugeruje, że wciąż jest na rynku potencjał do wzrostu cen. Skoro większość inwestorów jest przekonana do spadku, a ten już nie spada, to znaczy, że może być problem z aktywnością podaży. Istnieje założenie, że ta większość w jakiś sposób już się do tego spadku przygotowała. Tymczasem równocześnie takie nastawienie generuje znaczący potencjał popytu, bo gdy by się okazało, że ta większość racji jednak nie ma, to trzeba będzie jakoś na ten fakt zareagować. Najszybszych graczy skłaniałoby to do ograniczania, a później zamykania krótkich pozycji, a na rynku akcji do zakupów. Szczególnie, że ewentualna zwyżka rodziłaby nadzieję na podwójne co, co zawsze dobrze rynkowi robi.