Lepszy od oczekiwań okazał się wskaźnik liczony dla europejskiego przemysłu, ale oczekiwaniem w niewielkim stopniu nie sprostał wskaźnik usługowy. To spory wpływ miał rozczarowujący odczyt dla Niemiec, który szybko był tłumaczony jako wypadek przy pracy, nie wart większej uwagi.
Notowania na GPW odstawały od większość światowych rynków, co związane jest z czynnikami lokalnymi. To jeszcze po części echa czwartkowych wypowiedzi wskazujących na to, że SP jako właściciel spółek nie zamierza ograniczać się jedynie do praw, jakie daje mu kodeks handlowy. Jest akcjonariuszem równiejszym, co już jakiś czas temu wykazał wprowadzając podatek od kopalin, który obciążył wyniki KGHM. To nie buduje zaufania do rynku i przekłada się na pogorszenie nastrojów.
Pocieszające jest to, że reakcja rynku jako całości jest relatywnie wyważona, co sprawia, że kontrakty nie ucierpiały zbyt mocno. Nadal ceny serii grudniowej trzymają się nad poziomem ostatniego lokalnego dołka. W przyszłym tygodniu poziom indeksu zostanie skorygowany o dywidendy PKO BP i PZU, co sprawi, że relacja ceny kontraktu do instrumentu bazowego będzie bliższa premii czasowej. Ta relatywna słabość rynku może skutkować jej urzeczywistnieniem i testem minimum w okolicy 1700 pkt. To prawdę mówiąc ułatwiłoby sprawę, bo zejście pod poziom dołka i później powrót nad ten poziom dałby zapewne kupującym nowy argument. Obecnie trochę ich brakuje.