Takim rynkiem okazał się forex, na którym można zarabiać zarówno na zwyżkach, jak i spadkach instrumentów finansowych. Popularność tego typu inwestycji zaczęła gwałtownie rosnąć, przyciągając na polski rynek zagranicznych brokerów kuszących klientów ofertą szybkiego i łatwego zarobku. Brokerzy, zarówno polscy, jak i zagraniczni, zainwestowali ogromne pieniądze w reklamę i kontrakty sponsorskie z celebrytami oraz markami sportowymi, aby przyciągnąć jak najwięcej klientów. Tak też się stało – liczba osób inwestujących na tym rynku i obracanych przez nich pieniędzy gwałtownie rosła.
Jednak na początku 2015 r., po zniesieniu przez Narodowy Bank Szwajcarii ustalonego cztery lata wcześniej minimalnego kursu wymiany euro do franka na poziomie 1,20, pojawiły się pierwsze bankructwa wśród zagranicznych brokerów. Po decyzji banku zaledwie w ciągu kilku minut kurs franka szwajcarskiego wystrzelił w górę o kilkadziesiąt procent. Brokerzy, którzy nie mieli zabezpieczenia w postaci wiarygodnych dostawców płynności, czyli czołowych banków inwestycyjnych, musieli zapłacić z własnej kieszeni za straty poniesione wskutek tego ruchu. Ze względu na to, że większość pozycji na forexie to pozycje mocno zlewarowane, straty te były zwielokrotnione. Co więcej, doszło również do konfliktu brokerów z klientami, którzy uważali, że niesłusznie zostali pozbawieni swoich środków.
Miesiąc temu firma HFT Brokers, jeden z najbardziej rozpoznawalnych brokerów w Polsce, poinformowała, że wycofuje się z działalności na rynku forex. Według zarządu spółki „kontynuacja oferty FX jest nieefektywna ekonomicznie oraz obarczona zbyt wysokim ryzykiem niepewności, co do przyszłych wyników". Nie jest to pierwszy broker, który wycofał się z polskiego rynku. Wraz z końcem czerwca biuro w Warszawie zamknął Saxo Bank, wcześniej jedna z najdynamiczniej rozwijających się na tym rynku instytucji finansowych. Natomiast pod koniec sierpnia o rezygnacji z oferowania klientom dostępu do tego rynku poinformował DM PKO BP. Kilku mniejszych brokerów zagranicznych działających w Polsce również rozważa wycofanie się z naszego rynku.
Gdzie tkwią przyczyny? Po pierwsze, zaczyna to być rynek nasycony, na którym panuje duża konkurencja. W Polsce działa obecnie kilkudziesięciu brokerów oferujących dostęp do rynku forex i instrumentów CFD (kontrakty na indeksy, surowce czy akcje). Większość z nich proponuje zbliżony produkt, czyli możliwość inwestycji przy wykorzystaniu najpopularniejszej platformy MetaTrader 4. Dlatego też brokerom posiadającym własną, czasem innowacyjną platformę handlową ciężko jest się przebić z ofertą. Ponadto w celu zdobycia nowych klientów brokerzy prowadzą między sobą wyniszczającą wojnę cenową i reklamową, oferując coraz to niższe spready i prowizje od transakcji.
Dopóki na rynku forex był znaczny przyrost liczby nowych klientów, takie działania brokerów przynosiły skutki. Natomiast nowi inwestorzy, kuszeni możliwością wygenerowania szybkich zysków przy użyciu dźwigni finansowej, często nie byli przygotowani na drugą stronę medalu, czyli wynikające ze stosowania dźwigni ryzyko poniesienia wysokich strat w przypadku obrania złego kierunku inwestycji. Wielu z nich brakowało także doświadczenia na tym rynku, często rachunki nie były odpowiednio dokapitalizowane w stosunku do nominalnych wielkości otwieranych transakcji. Do tego Komisja Nadzoru Finansowego zaczęła straszyć rynek statystykami, że ponad 80 proc. inwestorów ponosi straty. Statystyki te oczywiście były zawyżone. Nie zmienia to jednak faktu, że forex okazał się nie takim prostym rynkiem inwestycyjnym, jak go przedstawiano w reklamach. Co więcej, KNF wprowadziła od września dość restrykcyjne wytyczne dla firm brokerskich, nakazujące m.in. informowanie, jaki procent klientów zyskuje, a jaki ponosi straty, oraz określenie maksymalnego poziomu dźwigni finansowej. Kolejną przyczyną zmniejszonego zainteresowania forexem jest obecna niższa zmienność na rynku walutowym. Najpopularniejsza wśród inwestorów para walutowa EUR/USD znajduje się od ponad roku w konsolidacji wywołanej brakiem znaczących zmian w polityce monetarnej Fedu i Europejskiego Banku Centralnego.