Paul Tudor Jones, mistrz łapania punktów zwrotnych

Stosowanie kontrariańskiego podejścia w spekulacji przyniosło mu sławę i fortunę. Jak mało kto, identyfikował dołki i szczyty. Gdy w pamiętnym 1987 r. większość straciła, on zyskał 200 proc.

Aktualizacja: 21.11.2013 10:42 Publikacja: 21.11.2013 05:00

Paul Tudor Jones, mistrz łapania punktów zwrotnych

Foto: GG Parkiet

Paul Tudor Jones uznawany jest za jednego z najlepszych menedżerów funduszy hedgingowych na świecie. Zarządzany przez niego Tudor Investment Corporation zaczynał w 1980 r. z kwotą 300 tys. dolarów, by w 2007 r. obracać już kapitałem rzędu 17,7 miliarda USD.

Fundamentem jego podejścia do inwestowania jest kontrola ryzyka. Jak sam mawia – najważniejszą zasadą jest, by grę na giełdzie traktować jako wielką defensywę, a nie wielki atak. Przed zajęciem każdej pozycji dokładnie określa poziom zlecenia stop loss, by zawsze wiedzieć, na jakie maksymalne obsunięcie kapitału może sobie pozwolić. I choć nigdy nie ujawnił szczegółów swojej strategii inwestycyjnej, na bazie jego wypowiedzi z wywiadu do książki Jacka Schwagera „Market Wizards" można stworzyć ogólny zarys jego filozofii inwestycyjnej. Poniżej przedstawiamy najważniejsze, naszym zdaniem, zasady spekulacji w wykonaniu Jonesa.

Punkty zwrotne

Gdybyśmy wszystkich traderów podzielili według prostego klucza na tych, którzy grają z trendem, i na tych, którzy grają przeciwko niemu, to Jones z pewnością zaliczałby się do tej drugiej grupy. Kontrariańskiego podejścia nauczył go jego najważniejszy mentor – Eli Tullis, słynny spekulant z Nowego Orleanu działający wówczas (w latach 70.) na rynku bawełny. Szukanie punktów zwrotnych na wykresach kontraktów towarowych było o tyle łatwiejsze, że rynki te podlegają efektowi sezonowości – okresy siewu i zbiorów charakteryzowały się cyklicznymi zmianami podaży i popytu, co miało niemały wpływ na ruchy cen.

Ale złapanie dołka lub szczytu nie zawsze było prostym zadaniem. W 1979 r. Jones spekulował kontraktami na bawełnę, których cena wahała się w przedziale 86–82 centy. Spadek do dolnej granicy uznawał za sygnał kupna, ale gdy doszło do bardziej gwałtownego ruchu w dół, postanowił zwiększyć zaangażowanie po drugiej stronie rynku. Ta transakcja zakończyła się dla niego bolesną stratą i zrozumiał, że nigdy nie należy otwierać zbyt dużej pozycji w relacji do posiadanego kapitału. Od tego momentu przyszły fund menedżer zaczął większą wagę przywiązywać do zarządzania wielkością pozycji i postanowił, że będzie szybko wychodzić z rynku, gdy ten zwróci się przeciwko niemu.

Do wielu razy sztuka

Problem polega na tym, że rzadko udaje się złapać szczyt lub dołek za pierwszym razem. Jones zapytany przez Schwagera o to, ile razy próbuje wejść na rynek, zanim się podda, powiedział, że dopóki rynek nie udowodni mu, że się myli, lub sam nie zmieni swojej koncepcji. Jones zawsze był mocno przekonany co do długoterminowego kierunku rynku i, jak mawiał, miał krótkoterminową tolerancję na ból. Starał się więc otwierać niewielkie pozycje, by móc sobie pozwolić na kilka nietrafionych wejść z rzędu, jednak nigdy nie pozwalał, by strata na całym kapitale przekroczyła w ciągu miesiąca określony z góry poziom (w wywiadzie do „Market Wizards" mówił o 10 proc.). Jones nigdy nie uśredniał strat i nie podejmował nadmiernego ryzyka przed terminami publikacji ważnych raportów i informacji. Zmniejszał zaangażowanie na rynku w słabych okresach, a zwiększał, gdy miał dobrą passę.

Co ciekawe, Jones uważał za nieistotne to, w jakim miejscu została otwarta pozycja. Zawsze odnosił się do zamknięcia z poprzedniej sesji i na ocenie tej relacji opierał swoje dalsze postępowanie. Za jedną ze swoich najsilniejszych stron uznał umiejętność traktowania tego, co się już zdarzyło, jako historii. Nie przejmował się popełnionymi błędami, starał się skupić na tym, co może dopiero zrobić. Taki emocjonalny rozwód z rynkiem jest bardzo ciężko przeprowadzić, ale, jak widać, jest to możliwe i ma on bardzo dobry wpływ na wyniki spekulacji.

Trochę techniki

Jones nigdy nie ujawnił dokładnych reguł swojej strategii inwestycyjnej, ale łatwo się domyślić, że była to mieszanka zasad fundamentalnych i technicznych ze sporym miejscem na subiektywną ocenę sytuacji. Jeśli chodzi o wskaźniki rynkowe, to preferował podobno stopy procentowe oraz miernik zmienności ATR. Jego zdaniem niemal każdy rynek niedźwiedzia zaczyna się od wzrostu inflacji, która pociągała za sobą podwyżki stóp. Gdy stopy są odpowiednio wysokie, część inwestorów przesuwa kapitał z giełdy w kierunku bezpiecznych lokat bankowych.

Co do zmienności – Jones uważał, że jej zwiększenie, bez względu na rynek, zawsze oznacza bliskość wierzchołka. Historia pokazała, że miał do tych wierzchołków nosa. Gdy w październiku 1987 r. Dow Jones zanurkował o 23 proc. (jeden z najgorszych miesięcy w historii Wall Street), słynny menedżer był po krótkiej stronie rynku i cały rok zamknął zyskiem rzędu 200 proc.

Dla inwestorów preferujących grę pod prąd historia Paula Tudora Jonesa i jego podejście do rynku mogą być cennym źródłem inspiracji. Wiele informacji na jego temat znajduje się we wspomnianym wywiadzie oraz w Internecie.

[email protected]

Niedoszły dziennikarz, mistrz spekulacji i filantrop

Paul Tudor Jones urodził się we wrześniu 1954 r. w Memphis, w stanie Tennessee. Jego ojciec był wydawcą lokalnej prasy, więc pierwotne plany Paula zakładały karierę dziennikarską. Studiował na University of Memphis i University of Virginia, by w 1976 r. uzyskać dyplom z ekonomii. W czasie studiów przeczytał artykuł o Richardzie Dennisie (słynnym traderze, którzy wyszkolił legendarną grupę „żółwi"), pod wpływem którego uznał, że trader to najwspanialszy zawód na świecie. Porzucił wcześniejsze plany i zwrócił się o poradę do swojego wujka Wiliama Dunavanta, który był wówczas liczącym się handlarzem bawełny. Ten polecił mu wybrać się do Nowego Orleana, do Eliego Tullisa, który spekulował na New York Cotton Exchange. Słynny trader przyjął go pod swoje skrzydła i skierował młodego Jonesa na nowojorski parkiet. Kiedy po raz pierwszy zobaczył tłum traderów i poczuł emocje towarzyszące spekulacji, utwierdził się w przekonaniu, że to jest miejsce właśnie dla niego. Zaczął standardowo – jako goniec. Pracował tak sześć miesięcy, w tzw. międzyczasie bacznie obserwując rynek i robiąc własne analizy. Po pół roku wrócił do Eliego do Nowego Orleanu i zaczął pracować dla niego. Po kilku latach pracy w biurze maklerskiem w roli brokera Jones rozpoczął w 1980 r. działalność na własną rękę. Wykupił miejsce na giełdzie towarowej i został niezależnym brokerem, tzw. lokalsem. Mimo sukcesów finansowych nie czuł się spełniony. Postanowił podejść do spekulacji inaczej. Zebrać zespół traderów i otworzyć własny fundusz inwestycyjny. W ten sposób w 1983 r. narodziła się Tudor Investment Corporation. Na początku fundusz obracał kwotą 300 tys. dolarów, by trochę ponad 20 lat później mieć na koncie prawie 18 miliardów. Firma działa do dziś i jest jednym z wiodących na świecie funduszy typu asset management. Jego siedziba mieści się w Greenwich, w stanie Connecticut. Z uwagi na dobre wyniki opłaty manipulacyjne są tu wyższe niż standardowo – 4 proc. za zarządzanie i 23 proc. wypracowanego zysku rocznie. W lutym 2013 r. Paul Tudor Jones znalazł się na liście 40 najlepiej zarabiających menedżerów według magazynu „Forbes". Oprócz działalności inwestycyjnej Jones zajmuje się również filantropią. Jest założycielem Fundacji Robin Hooda, która zajmuje się zwalczaniem biedy w Nowym Yorku. Jak sama nazwa wskazuje – fundacja pozyskuje środki od ludzi zamożnych i przekazuje je potrzebującym.

Pięć zasad Paula Tudora Jonesa

1. Grę na giełdzie trzeba traktować jako wielką defensywę, a nie wielki atak. Trzeba z góry zakładać stratę i konsekwentnie kontrolować ryzyko.

2. Nie zgrywaj twardziela i wielkość pozycji dobieraj tak, by nie była ona zbyt duża w relacji do całego kapitału.

3. Zwiększaj zaangażowanie na rynku, gdy masz dobrą passę, a w słabszych okresach zmniejszaj.

4. Jeśli twoja pozycja przynosi stratę, która sprawia, że nie czujesz się komfortowo, wyjdź z niej. Zawsze przecież możesz wrócić na rynek.

5. Nie przywiązuj wagi do tego, co się już zdarzyło. Patrz w przyszłość i myśl o tym, co możesz jeszcze zmienić.

Notowania kontraktów na pszenicę

Czy na rynkach towarowych można zastosować koncepcję kontrariańską bazującą na wskaźniku ATR? Postanowiliśmy sprawdzić, co sygnalizowała podwyższona zmienność w układzie długoterminowym (każda świeca na wykresie obejmuje jeden tydzień) na rynku kontraktów na pszenicę. Wyraźne lokalne szczyty na wykresie ATR pojawiły się w ostatnich latach trzy razy – na początku 2008 r., w połowie 2011 r. i w połowie 2012 r. W pierwszym i ostatnim przypadku były to sygnały do rozpoczęcia blisko rocznych trendów spadkowych, a w drugim zapowiedź krótkoterminowych wzrostów. Wygląda więc na to, że sam ATR nie może być skutecznym wskaźnikiem zmian trendu i warto połączyć go z jakimś filtrem. Dobrą propozycją może być oscylator RSI, który przeznaczony jest do identyfikacji punktów zwrotnych. Można zastosować zasadę, że wzrost ATR do nowego szczytu jest tylko wtedy wiarygodny jako sygnalizator nadchodzącego zwrotu, gdy jednocześnie RSI znajduje się w strefie wykupienia lub wyprzedania. Taka zbieżność wystąpiła w 2008 r. i 2012 r.

Inwestycje
Trzy warstwy regulacji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Inwestycje
Jak przeprowadzić spółkę przez spór korporacyjny?
Inwestycje
Porozumienia akcjonariuszy w spółkach publicznych
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Inwestycje
Unikanie sporów potransakcyjnych