EV/EBITDA jest wskaźnikiem często stosowanym przez analityków giełdowych. Stanowi przydatne narzędzie, pozwalające wyszukiwać niedowartościowane spółki.
Bardziej obiektywny
EV/EBITDA jest trudniejszy do obliczenia niż dużo bardziej rozpowszechniony wskaźnik C/Z. Często jednak posiłkują się nim biura maklerskie, wydające rekomendacje inwestycyjne dla spółek. W przeciwieństwie do C/Z, do którego wyliczenia wystarcza cena akcji i zysk netto spółki na jedną akcję, tutaj trzeba wziąć pod uwagę więcej danych. – W przypadku wskaźnika EV/EBITDA mamy wartość przedsiębiorstwa (czyli sumę kapitalizacji oraz wartości długu oprocentowanego pomniejszonego o gotówkę) podzieloną przez zysk operacyjny powiększony o amortyzację. Wskaźnik ten mówi inwestorowi, jaką wartość kapitału (własnego i obcego) trzeba zaangażować, by wygenerować jednostkę operacyjnego zysku gotówkowego – wskazuje Grzegorz Pułkotycki, dyrektor inwestycyjny Starfunds.
Nieco bardziej skomplikowana konstrukcja wskaźnika powoduje jednak, że otrzymujemy bardziej precyzyjną informację na temat sytuacji finansowej danej spółki. Jedną z przewag EV/EBITDA jest to, że uwzględnia on zadłużenie firmy. Jeśli jest wysokie, wartość wskaźnika również jest wysoka – a spółka przez to mniej atrakcyjna. Ponadto do jego wyliczenia nie bierzemy zysku netto, ale bardziej miarodajny wynik EBITDA. Trzeba bowiem pamiętać, że na zysk netto mogą wpływać czynniki niezwiązane z podstawowym biznesem spółki, takie jak koszty finansowe, straty nadzwyczajne czy obciążenia podatkowe, często mające charakter jednorazowy. Dzięki użyciu EV/EBITDA zamiast C/Z można przeprowadzić analizę porównawczą podmiotów przynoszących straty na poziomie netto, ale oczywiście pod warunkiem, że ich podstawowa działalność jest rentowna.
– Już sama konstrukcja obu wskaźników prowadzi do wniosku, że EV/EBITDA ma charakter bardziej uniwersalny, gdyż uwzględnia udział kapitału obcego, czyli stopień zlewarowania spółki. Ponadto wskaźnik ten opiera się na zysku EBITDA, który jest mniej podatny na wpływ czynników jednorazowych, a także specyficznych czynników związanych np. z różnicami w opodatkowaniu – zwraca uwagę Pułkotycki.
Więcej korzyści
Optymalne wartości dla wskaźnika EV/EBITDA to niskie wartości dodatnie, które mogą świadczyć o niedowartościowaniu spółki. Jego wartości mogą się różnić w zależności od branży, w której funkcjonuje spółka, dlatego wyniki mnożnika EV/EBITDA najlepiej porównywać wśród spółek o podobnym profilu działalności. – Wskaźnik EV/EBITDA ma pewne przewagi nad C/Z. Przede wszystkim uwzględnia wielkość zadłużenia spółki. Poza tym wielkość EBITDA jest mniej wrażliwa na zdarzenia jednorazowe, np. koszty czy przychody finansowe, przez co łatwiej oceniać ten wskaźnik na przestrzeni dłuższego okresu. Nie jest jednak całkowicie wolny od tzw. one-offów, które mogą być np. na poziomie przychodów – wskazuje Łukasz Rozbicki, zarządzający MM Prime TFI. Niemniej EBITDA najlepiej nadaje się do porównywania spółek i branż. – Wskaźniki bazujące na EBITDA uznaje się za lepsze w takich branżach jak telekomunikacja, energetyka czy przemysł petrochemiczny. Przykładem może być Orange. Spółka w 2016 r. nie osiągnęła zysku netto, a na przestrzeni lat zysk mocno się wahał ze względu na wysoką amortyzację. EBITDA była dużo stabilniejsza i dlatego na jej podstawie można było jakoś oceniać spółkę. EBITDA też jest bardziej pieniężnym wskaźnikiem, tzn. lepiej odzwierciedla możliwość generowania gotówki przez biznes – zauważa specjalista.