- Jego wartość w tym roku MEMBR szacował na 60 mln z ł i rośnie 4 proc. rocznie. Marka Orico należąca do zależnej od Bakallandu spółki Polgrunt zajmuje trzecią pozycję z 11,3 proc. udziału pod względem wartości – mówi Marian Owerko, prezes Bakallandu. Liderem jest Alpro Soya z 24,8 proc. rynku (dystrybuowany przez Sante), a drugie miejsce zajmuje Sante z 19,8 proc. udziału.

Dystrybutor bakalii chce przyciągnąć konsumentów szeroką ofertę produktów sojowych, która na początku przyszłego roku powiększy się jeszcze o nową linię. – Będą to wyroby wykorzystujące wszystkie popularne teraz w Europie trendy żywnościowe, a więc będą funkcjonalne, zdrowe i proste do przygotowania. Chcemy wprowadzić zmiany jakościowe w naszych produktach, by były smaczniejsze – zaznacza Owerko. Jak twierdzi walory smakowe, to obok wciąż pokutującego w świadomości ludzi przekonania, że wyroby zawierają genetycznie modyfikowana soję, to główne czynniki wpływające na to, iż rynek ten nadal jest w Polsce niszą. – Głównymi konsumentami są wegetarianie lub osoby z problemami zdrowotnymi, a więc ludzie bardzo świadomi, ale też coraz częściej osoby, dla których mięso stało się za drogie i chcą je zastąpić bogatą w białko soją – tłumaczy Owerko.

Andrzej Kowalski, prezes Sante twierdzi, że konsumpcja produktów sojowych nie wzrośnie lawinowo w najbliższym czasie. – Po dynamicznych wzrostach tego rynku pod koniec lat 90. od kilku lat zauważalną tendencją było kurczenie się rynku w tempie ok. 5 proc. rocznie. Teraz grupa konsumentów produktów sojowych jest w miarę stała. Sprzedaż tych produktów nie jest kluczową gałęzią naszego biznesu – stanowi ok. 7-8 proc. całości przychodów (w tym roku wyniosą 250 mln zł – red.) – podkreśla Kowalski. Jego zdaniem powodem spadków na rynku produktów sojowych były działania aktywistów walczących ze sprzedażą genetycznie modyfikowanej żywności. – Ci ludzie wskazywali na soję jako na jedną z roślin najbardziej poddanych genetycznej modyfikacji, a media to rozpowszechniały. Nie tłumaczyli jednak, że w Polsce genetycznie modyfikowanej soi praktycznie się nie wykorzystuje, z wyjątkiem produkcji pasz zwierzęcych – zaznacza Kowalski. Dodaje, że obowiązujące przepisy regulują zasady znakowania żywności zawierającej lub składającej się z GMO. Informowanie konsumentów o żywności genetycznie modyfikowanej jest obowiązkowe. W związku z tym należy przyjąć, że brak w oznakowaniu informacji „bez GMO" jest jednoznaczne z tym, że produkt nie zawiera i nie składa się z genetycznie zmodyfikowanych organizmów.

W związku z kurczeniem się rynku firma Sante wycofała się ze sprzedaży kilkunastu produktów, pozostawiając tylko te najbardziej dochodowe.