Kazimierz Marcinkiewicz w końcu odbierze swoje z nawiązką

Były premier wie doskonale, że zostanie prezesem. Ma to w kieszeni. Wygra konkurs choćby dlatego, że żaden poważny bankowiec nie będzie chciał z nim rywalizować

Publikacja: 04.01.2007 08:29

Całe zamieszanie wokół byłego premiera budzi mój niesmak. Nie podobało mi się publiczne szukanie pracy dla byłego premiera (zastanawiałem się, dlaczego moi koledzy zajmują się tak uparcie tym akurat bezrobotnym). Jeszcze mniej odpowiadał mi sposób, w jaki były premier pracę znalazł (bo obecny uległ, w końcu premier premierowi pomóc powinien). Mimo tego niesmaku - a może właśnie dlatego - strasznie jestem ciekaw, dlaczego ekspremier chce dostać posadę w banku?

W końcu mógł trafić do płockiego Orlenu. Spółka niczego sobie, kontrakty menedżerskie sugerują, że rada nadzorcza do skąpych nie należy, a kondycja spółki wydaje się przyzwoita. Na dodatek - przy wysokich cenach ropy i rosnącej zamożności obywateli, która przekłada się na wzrost liczby aut, perspektywy utrzymania wysokich zysków są spore. I - o czym chyba każdy wie - trudno byłoby wyśmiewać Marcinkiewicza za to, że brak mu doświadczenia. W końcu obecny prezes Orlenu Igor Chalupec, zanim przeszedł do tej spółki, był wiceministrem finansów (wcześniej pracował w CDM Pekao, ale Marcinkiewicz jakieś doświadczenie też ma). Ewentualnie były premier mógłby zostać wiceprezesem.

Mógł - podobno, bo sam tak twierdzi - pójść do którejś ze spółek prywatnych. Miał propozycje. Był podobno rozchwytywany. Fakt, że wysoko postawiony polityk na tzw. emeryturę trafia do firm prywatnych, nikogo nie dziwi - ani u nas, ani w krajach bardziej rozwiniętych i bardziej "cywilizowanych". Cisza, spokój, całkiem niezła pensja.

Dlaczego więc tak bardzo spodobało mu się PKO BP? Po co ryzykuje kpiny innych bankowców czy - ogólnie - finansistów? Po co naraża się na żarty mniej pozytywnie do siebie nastawionej części społeczeństwa? Jak wyobraża sobie starcie z jakimkolwiek wiceprezesem instytucji finansowej, który pod względem wiedzy o ryzyku i pasywach bije byłego premiera na łeb, na szyję?

Kazimierz Marcinkiewicz ma być może jakąś wizję. Z pewnością ma niezły PR. Ale jak będzie w stanie sprawdzić i upewnić się, czy jego pomysły są wcielane w życie i czy bank rozwija się, czy też raczej kurczy się stan jego posiadania?

Odpowiedź - moim zdaniem - jest dość prosta. Marcinkiewicz wie doskonale, że zostanie prezesem. Ma to w kieszeni i wygra konkurs - choćby dlatego, że żaden poważny bankowiec nie będzie chciał z nim rywalizować, bo - po krótkiej analizie - wszyscy uznają, że nie mają szans.

Jednak - poza pewnością co do swojej nominacji - wie o jeszcze jednej rzeczy. Że jeśli pokieruje PKO BP, to za rok nikt mu nie będzie w stanie zarzucić, że nie spełnia jakichkolwiek kryteriów. Jeśli Marcinkiewicz nie schrzani roboty - to może porządzić nawet trzy lata, czyli do końca kadencji Prawa i Sprawiedliwości. A wówczas będzie nie tylko prezesem z wieloletnim doświadczeniem, ale na dodatek jako były szef największego banku będzie osobą bardzo cenną dla konkurencji. Wówczas spokojnie znajdzie sobie miejsce w innej instytucji finansowej - a tam cisza, spokój i bardzo wysoka pensja.

Dlatego były premier ze spokojem przyjmuje i kpiny, i pytania dziennikarzy. I to całe zamieszanie wokół swojej osoby. W końcu gra o wysoką stawkę, a wtedy spokój jest wskazany. Nieprawdaż?

Gospodarka
Estonia i Polska technologicznymi liderami naszego regionu
Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku