Wielka kłótnia w małej spółce

Igor Kazimierski i Grzegorz Gniady, główni akcjonariusze giełdowej spółki windykacyjnej Cash Flow, nie mają zamiaru zejść z wojennej ścieżki. Niegdyś przyjaciele, teraz walczą ze sobą niemal na śmierć i życie. Postanowiliśmy prześledzić historię ich wspólnej inwestycji, która skończyła się taką awanturą

Publikacja: 14.08.2009 01:09

Grzegorz Gniady, obecny prezes Cash Flow. Jego najważniejszym zadaniem jest teraz odbudowa zaufania

Grzegorz Gniady, obecny prezes Cash Flow. Jego najważniejszym zadaniem jest teraz odbudowa zaufania do spółki nie tylko wśród akcjonariuszy, ale też kontrahentów oraz pracowników.

Foto: GG Parkiet, Andrzej Cynka A.C. Andrzej Cynka

Dąbrowa Górnicza, 1997 rok. Igor Kazimierski spotyka na ulicy Grzegorza Gniadego, kolegę ze szkoły średniej. Od słowa do słowa postanawiają współpracować. – Spodobało mu się to, co robiłem. Posiadałem już doświadczenie w windykacji i obrocie wierzytelnościami. Zaproponowałem Grzegorzowi, że może zostać u mnie, w Cash Flow, dyrektorem. Myślałem, że może przekażę całą swoją wiedzę i know-how komuś, komu będzie zależało na firmie w równym stopniu jak mnie, kto będzie prowadził ten biznes. Grzesiek skończył dziennie studia z zarządzania w Krakowie, był na rocznej praktyce w Niemczech, potem pół roku w USA, czym mi zaimponował – tak dziś Igor Kazimierski przedstawia początek prowadzenia firmy ze wspólnikiem, z którym dziś uparcie walczy o władzę.

[srodtytul]Idylla szybko się skończyła[/srodtytul]

Zdaniem Kazimierskiego, początkowo Gniady miał być jedynie jego pracownikiem. A po to, by go zmotywować do pracy, „podarował” Gniademu 30 proc. udziałów firmy, wówczas spółki cywilnej. Kazimierski zainwestował w nią setki tysięcy złotych oraz swoją pracę. Gniady wniósł jedynie swój talent do finansów. Stąd różnica w wielkości udziałów (Kazimierski miał 70 proc.). Równocześnie Gniady został dyrektorem ds. finansowych.

Już tutaj jego wersja różni się od tego, co mówi Kazimierski. – Byłem współzałożycielem firmy – nie zgadza się Gniady. Na potwierdzenie pokazuje umowę spółki cywilnej Cash Flow z 1997 r., w której widnieją nazwiska obu panów. – Nie wiem, jak mogło się to zatrzeć w pamięci Igora. Nigdy nic mi za darmo nie dał – dodaje. Wylicza, że to on rekrutował pracowników, wprowadzał standardy organizacyjne, stworzył pierwszy system informatyczny, zaprojektował obecne logo spółki. Wspomina, że gdy spotkał Kazimierskiego, ten działał w innej spółce windykacyjnej.

Początki współpracy były wzorowe. Ale, zdaniem Kazimierskiego, tylko początki. – Po pewnym czasie Grzesiek zaczął zaniedbywać Cash Flow – wspomina Kazimierski. – Gdy w 2000 r. wrócił do Krakowa, gdzie studiował, stopniowo przestawał interesować się firmą. Najpierw przyjeżdżał do pracy na dziewiątą, a nie na ósmą. Potem na dziesiątą, następnie w południe, a ostatecznie zjawiał się dosłownie na chwilę. Przestał też przyjeżdżać codziennie. Na przykład w piątki w ogóle, bo chodził na basen z córką. Potem pojawiały się kolejne wytłumaczenia – przypomina sobie Kazimierski. Siedziba Cash Flow mieści się w Dąbrowie Górniczej. Kazimierski uważa, że to niemal wyłącznie jego praca pozwalała spółce na rozwój.

Gniadego te stwierdzenia dziwią. Zaprzecza jakoby zaniedbywał pracę. – Od początku było wiadomo, że mieszkam w Krakowie. Choćby dlatego, że tam mieszkała moja narzeczona, z którą wkrótce planowałem wziąć ślub i założyć rodzinę. Owszem, był okres, kiedy więcej czasu spędzałem w Dąbrowie. Głównie ze względu na rodziców. Jednak od początku była pomiędzy nami umowa, że nie będę codziennie w firmie, ale będę też pracował zdalnie – twierdzi.

W 2001 r. Cash Flow przekształcono w spółkę akcyjną. Wówczas Gniady miał poprosić Kazimierskiego o większy niż dotychczasowy udział w firmie. – Powiedział mi, że dla niego układ 70/30 jest demotywujący. Chciał połowy akcji. Ostatecznie zgodziłem się na 43 proc. dla Grześka i 57 proc. dla mnie – mówi Igor Kazimierski. Dlaczego dał Gniademu więcej udziałów, skoro nie był zadowolony z jego pracy? – W tym czasie uważałem, że zwiększenie jego udziałów w spółce, a tym samym jego odpowiedzialności za nią, może przyczynić się do tego, że będzie bardziej efektywnie pracował. Wierzyłem jeszcze w to, że jest w stanie się w większym stopniu zaangażować w pracę dla Cash Flow – opowiada.

Gniady inaczej tłumaczy zwiększenie stanu posiadania. – Gdy postanowiliśmy zamknąć działalność spółki cywilnej i otworzyć akcyjną, zdecydowaliśmy, że majątek likwidacyjny spółki cywilnej z części Igora on sobie zatrzyma. A ja oddam do nowej spółki swoje 30 proc. tego majątku likwidacyjnego i za to nabędę kolejne 13 proc. udziałów spółki. To była naturalna kolej rzeczy, bo obaj w takim samym stopniu angażowaliśmy się w firmie, nie musiałem specjalnie przekonywać Igora do zwiększenia mojego udziału – opowiada.

Przekształcenie Cash Flow w spółkę akcyjną pociągnęło za sobą zmiany statutu. Zdaniem Kazimierskiego, to właśnie one stanowią źródło późniejszych kłopotów w spółce. Chodzi o to, że do przegłosowania uchwał wymagane jest 2/3 kapitału. To oznacza, że do podjęcia jakiejkolwiek decyzji na WZA potrzebna jest zgoda obu akcjonariuszy. – Ten zapis był pomysłem Grześka, przekonywał mnie, że w ten sposób zabezpieczymy się przed przejęciem spółki przez osoby trzecie.

W Cash Flow zajmowałem się zawsze zarabianiem pieniędzy i działalnością operacyjną, a on sprawami korporacyjnymi. Przygotowywał statut. Był świadomy, że taki zapis jest dla niego wygodny i korzystny. Przez ostatnie miesiące często mi o tym przypominał – mówi Kazimierski. – Ten zapis statutowy nie jest przyczyną kłopotów. Przez osiem lat spółka dobrze funkcjonowała, a wspólnicy szukali kompromisu. Problemem jest to, że Igor Kazimierski dla prywatnych celów chciał okraść spółkę i podjął w tym celu szereg nielegalnych działań, które zniszczyły współpracę wspólników – mówi z kolei Gniady.

[srodtytul]Montochem – pierwsze źródło konfliktu[/srodtytul]

Zarówno Kazimierski, jak i Gniady, nie poprzestali na inwestycji w Cash Flow, ale robili różne interesy. Nawzajem wytykają sobie, że były porażkami. Kazimierski zainwestował np. w giełdową spółkę Elkop. Z kolei Gniademu oponent zarzuca, że otworzył w Krakowie galerię obrazów, przekształconą potem w klub taneczny (właściwie jednak interes ten prowadziła żona Gniadego).

Kazimierski kupił też około 60 proc. akcji spółki Montochem. W tym wypadku – jak uważa Gniady – transakcja miała bezpośredni wpływ na wyniki Cash Flow. – Od początku byłem temu przeciwny. Kazimierski w pracę dla tej firmy wciągnął połowę pracowników wynagradzanych wciąż przez Cash Flow – mówi Gniady. Wymienia ich nazwiska. – Postępowali dość grabieżczo. Sprzedali ośrodek na Mazurach „firmie-słupowi”. Związkowcy Montochemu zdenerwowali się i złożyli wniosek o upadłość. I sąd w ekspresowym tempie ogłosił upadłość firmy zatrudniającej 500 osób. Dla Gliwic było to poważne wydarzenie, a politycy z regionu zapowiedzieli, że Cash Flow nie darują. I zdarzało nam się ponosić tego konsekwencje. Igor ma nadal zarzuty w tej sprawie – opowiada Gniady.

– Nigdy nie nadużywałem swojej pozycji. W ciągu całej działalności Cash Flow staraliśmy się uwzględniać możliwości spłaty zobowiązań przez dłużników. W momencie, gdy sytuacja finansowa dłużnika była na tyle trudna, że nie był on w stanie uregulować zobowiązania, dopuszczaliśmy możliwość kompensacji zadłużenia poprzez świadczenie niepieniężne na rzecz Cash Flow – Kazimierski bagatelizuje sprawę Montochemu.Gniady twierdzi, że przez tę historię załoga Cash Flow w 2003 r. rozpadła się. – Większość pracowników stwierdziła, że nie chce już pracować z Kazimierskim. Odeszli i pozakładali własne spółki. Najlepszym przykładem jest Pragma Inkaso – mówi Gniady.

Zapytaliśmy u źródła.– Nasze odejście z Cash Flow nie było związane z sytuacją w spółce czy z ludźmi. Zresztą byliśmy tam szeregowymi pracownikami o niedużym jeszcze wtedy stażu pracy. Nie byliśmy też jedynymi pracownikami, którzy w tamtych latach zmienili zajęcie. My po prostu mieliśmy inny pomysł na ten biznes i chcieliśmy spróbować, czy się sprawdzi – mówią Tomasz Boduszek i Michał Kolmasiak z Pragma Inkaso. Nie chcą komentować tego, co działo się w Montochemie.

Kazimierski ma podobne pretensje do Gniadego – w związku z zaproponowaną przez niego inwestycją w hurtownię win Gold Wine. Znaczenie tej sprawy pomniejsza z kolei Gniady. – Gdy ta firma popadła w kłopoty, Igor chciał się natychmiast pozbyć udziałów. Udało mi się jednak znaleźć inwestora tylko na spółkę powiązaną, Gold Wine Dystrybucja. Dzięki temu odzyskaliśmy kilkadziesiąt tysięcy złotych. Spółka do dziś działa pod nową nazwą i ma się nieźle. Gdyby Igor wtedy nie nakazał się wycofać, nie tylko byśmy nic nie stracili, ale i byśmy na niej pewnie zyskali – opowiada Gniady.

[srodtytul]15 mln zł stratyna Prima Charter[/srodtytul]

Były prezes opowiada, że w pewnym momencie powiedział Gniademu „basta”. – To był 2004 r. Windykacja wierzytelności i sama spółka Cash Flow były moją pasją. Grześka pasją już to nie było – wspomina Kazimierski. Dodaje, że powiedział Gniademu, że ten „nie ma szczęścia do biznesu” i że nie chce z nim współpracować. Wtedy poważnie pokłócili się po raz pierwszy.

W 2006 r. Cash Flow, już jako spółka giełdowa, przejęła firmę lotniczą Prima Charter. Stanowiła zabezpieczenie pożyczki jednego z dłużników, która nie została spłacona. – Grześka to zachwyciło. Warszawa, wielki biurowiec. Został przewodniczącym rady nadzorczej. Miał nawet wizytówkę ze zdjęciem. Miał też swój gabinet na miejscu w Warszawie. Bywał tam trzy razy w tygodniu. Zaangażował się bardzo mocno. Spotykał się z dziesiątkami ludzi, załatwiał interesy w imieniu Primy Charter, żył tą firmą – wspomina Kazimierski. Prima Charter to biznes wielkich liczb. Obroty szły w dziesiątki milionów miesięcznie, firma obsługiwała dziesiątki tysięcy pasażerów rocznie.

– Nie miałem własnego gabinetu, a wizytówki ze zdjęciem mieli wszyscy w filmie. Obaj wciągnęliśmy się w pracę w tej spółce i obaj często w niej bywaliśmy – wspomina Gniady.

Według Gniadego, Kazimierski sam chętnie zamieniłby się z nim miejscami. – Zresztą to on miał z ramienia Cash Flow wejść do rady nadzorczej Prima Charter. Bał się, że sobie nie poradzi, a ponadto ciążyły na nim zarzuty związane z Montochemem i pozostali wspólnicy Prima Charter, czyli Krzysztof Moska i Exim Tours się nie zgodzili na członka rady nadzorczej z zarzutami karnymi – mówi Gniady. Prima Charter upadła na przełomie lat 2007 i 2008 r. Cash Flow stracił na niej 15 mln zł. Inni inwestorzy, którzy nabywali akcje przewoźnika w drodze kolejnych emisji, stracili w sumie 60 mln zł. Pojedyncze osoby nawet 10 milionów.

Kazimierski twierdzi, że sprawa Primy Charter miała swoje odbicie także w ostatnich wydarzeniach w Cash Flow, czyli zwolnieniu przez Gniadego kluczowych pracowników (w sądzie pracy toczą się procesy w tej sprawie). Pokazuje dokument wskazujący, że syndyk Primy Charter wezwał Cash Flow do zapłaty 5 mln zł. – Oryginały umów i korespondencji miał i nadal ma Grzesiek, mimo że wzywałem go pisemnie do ich zwrotu do siedziby firmy. Wynika to jednoznacznie z protokołu jednego z zebrań. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że ta sprawa nigdy nie trafiła do księgowości Cash Flow. To jest główny powód zwolnienia wszystkich osób będących uczestnikami tamtego zebrania. Taką przyczynę zresztą Grzesiek podał nieoficjalnie tym ludziom – opowiada Kazimierski.

Co na to Gniady? – Sprawa Primy Charter miała pośrednio znaczenie w zwolnieniu głównej księgowej. Igor Kazimierski po podjęciu nielegalnej uchwały o moim odwołaniu wciągnął do walki dużą część pracowników. Pod rygorem zwolnienia kazał im fałszować rzeczywistość, także księgi, kraść lub niszczyć dokumenty. Nie chcę współpracować z przestępcami – mówi Gniady. Opublikował też komunikat, w którym wykazał, ze najlepsi handlowcy w spółce pozostali.

[srodtytul]PZNTK Poznań:IDMSA broni Gniadego?[/srodtytul]

Według Kazimierskiego, druga duża operacja Cash Flow, którą zajmował się sam Gniady, to pożyczka dla Poznańskich Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego Poznań, na której Cash Flow miałby stracić nawet 18 mln zł. – Prowadziliśmy tę sprawę razem. To Igor podpisywał wszystkie umowy. Ja jednak jeździłem tam o wiele częściej, bo z reguły zajmowałem się trudnymi sprawami i doprowadzałem do kompromisów – mówi Gniady. Nie zgadza się z zarzutem, że Cash Flow poniosła z tego tytułu stratę.

Twierdzi, że PZNTK Poznań nie wzięło pożyczki, a jedynie poręczyło dług innej spółki Zbigniewa Majcherka, szefa PZNTK Poznań. A Cash Flow pożyczone pieniądze w całości odzyskał. – Bilans przepływów jest dodatni na około 600 tys., a dłużnik ma dalej do zapłaty 18 mln zł zabezpieczonych hipotekami – mówi Gniady.

– Gdyby nie kłótnia w naszej spółce, bylibyśmy już nawet na tej transakcji „do przodu”. W październiku 2008 r. wynegocjowałem z PZNTK dobrą umowę spłaty zadłużenia, ale Igor jej nie podpisał. Na dodatek skłamał w komunikacie przesłanym na GPW, że nie ma możliwości windykacji długu – dodaje Gniady.

Tymczasem Kazimierski zarzuca mu, że nie chciał słyszeć o wniosku o upadłość poznańskich zakładów. Gniady tłumaczy, że to było uzasadnione działanie. – Dobrowolnie od spółki odzyskałem pod koniec października 2 mln zł. Dlatego sprzeciwiam się składaniu wniosku o upadłość. Jeśli spółka nie będzie dalej działać, odzyskamy znacznie mniej – mówi Gniady.

Kazimierski jednak się z tym nie zgadza. – Na początku myślałem, że to błąd Grześka. Ale teraz uważam, że to były zamierzone działania. Mam coraz więcej dowodów na to, że dostał pieniądze za to, żeby stan polegający na tym, że firma jest nam winna 18 mln zł, trwał jak najdłużej – mówi Kazimierski. – Totalna bzdura. Zawsze dążyłem do tego, żeby jak najszybciej odzyskać dług, ale po ogłoszeniu upadłości czekalibyśmy na pieniądze od syndyka latami – odpowiada Gniady.

Ta sprawa ma jeszcze jedno dno. PZNTK, spółka zajmująca się naprawą pociągów, jest właścicielem 20 hektarów gruntów w centrum Poznania. A m.in. dlatego, że miasto jest na liście organizatorów piłkarskich mistrzostw Europy w 2012 r., ziemia ma sporą wartość. Mówi się nawet o 600 mln zł.

ZNTK Poznań wniósł grunty do spółki, w której 47 proc. udziałów nabyli – według Kazimierskiego – właściciele Domu Maklerskiego IDMSA. – Wyczytać to można chociażby ze sprawozdania firmy Electus wniesionej aportem do DM IDMSA przez Marka Falentę. Zaangażowanie IDMSA w biznes z Poznania, czyli PZNTK i Sigma, opiewa na 80 mln zł – tłumaczy Kazimierski.

Według Kazimierskiego Gniady ściśle współpracuje z IDMSA. Pełni w tej współpracy ważną rolę, bo może blokować Majcherka, który jest właścicielem PZNTK, w różnych jego działaniach. Jak mówi Kazimierski, IDMSA miał pozbyć się udziałów w PZNTK Poznań, gdy tylko grunty tej spółki zostaną sprzedane. Tego jednak dom maklerski wciąż nie może się doczekać (nie może też nic w tej sprawie samodzielnie zrobić, ponieważ do podjęcia decyzji potrzebna jest większość głosów). Zdaniem Kazimierskiego, Gniady może pomóc trzymać Majcherka w szachu: albo sprzeda szybko i dobrze grunt, albo Cash Flow rozpocznie bolesny dla niego proces windykacji 18 mln zł.

– Nie brałem żadnego wynagrodzenia od IDMSA ani nawet o niczym takim nie rozmawiałem z żadnym z jego właścicieli. Nie było też żadnego układu dotyczącego poparcia mnie w czasie konfliktu z Igorem – stanowczo zaprzecza Gniady.

– Nie współpracujemy z panem Gniadym przy PZNTK Poznań – wtóruje mu Grzegorz Leszczyński, prezes DM IDMSA. – DM IDMSA nie jest zaangażowany ani w PZNTK Poznań, ani w PZNTK Nieruchomości. Odnośnie naszych akcjonariuszy, DM IDMSA nie ma prawa ujawniać takich informacji – dodaje.

Wspólne zaangażowanie w sprawę poznańskich gruntów tłumaczyłoby, zdaniem Kazimierskiego, dlaczego na lutowym walnym zgromadzeniu Cash Flow IDMSA, który stał się właścicielem akcji odpowiadających 2,3 proc. głosów, był przeciwko odwołaniu Gniadego z zarządu (wniosek o dymisję był kwintesencją niezadowolenia Kazimierskiego z postawy wspólnika; gwoździem do trumny miał być komunikat z grudnia 2008 r. o sprzedaży części akcji Cash Flow, w którym za powód Gniady podał złą sytuację w spółce).

IDMSA jako jedyny – poza samym Gniadym i jego żoną – złożył do sądu pozew o unieważnienie tamtej uchwały. IDMSA dopiero od niedawna jest akcjonariuszem Cash Flow. – Ustaliłem, że nabył akcje około dwóch tygodni przed tamtym walnym zgromadzeniem. Wcześniej nigdy nie prowadziliśmy żadnych interesów z tym domem maklerskim ani jego właścicielami – mówi Kazimierski. – DM IDMSA ma akcje Cash Flow od początku od 2006 roku – mam dowód w postaci zestawienia akcjonariuszy.

Faktem jest, że w międzyczasie powiększył stan posiadania – zaprzecza słowom wspólnika Gniady. Zakup akcji Cash Flow był naszą prywatną inwestycją portfelową – komentuje Grzegorz Leszczyński, prezes DM IDMSA.

[srodtytul]Gniady: konflikt od jesieni[/srodtytul]

Gniady twierdzi, że wszystkie te sprawy nie były przyczyną obecnego konfliktu w spółce. – Prawda jest taka, że do jesieni ubiegłego roku żyliśmy w zgodzie. Igor nie miał do mnie żadnych pretensji. Mamy nawet film wideo z poprzednich wakacji, na którym widać, że byliśmy przyjaciółmi – wspomina Gniady. – Stosunek Igora do mnie zmienił się o 180 stopni w momencie, gdy nie chciałem zgodzić się na wyjmowanie na prywatny użytek sporych sum pieniędzy z kasy Cash Flow.

Pod koniec ubiegłych wakacji Igor rozpoczął aktywne inwestowanie na giełdzie, pod akcje zaciągał spore pożyczki – mówi Gniady. Na potwierdzenie pokazuje kopię PIT Kazimierskiego z jednego z domów maklerskich. Z dokumentu wynika, że strata na tych akcjach na koniec 2008 r. (wspólnik najwyraźniej nie oparł się wrześniowemu krachowi na giełdach), zarówno zrealizowana, jak i niezrealizowana, sięga 1,5 mln zł.

– Igor pobierał z kasy Cash Flow zaliczki rzędu kilkuset tysięcy złotych na spłacanie długów w bankach – mówi Gniady, prezentując dokumenty podpisane przez księgową. – Godziłem się na to, ale w pewnym momencie powiedziałem, że miarka się przebrała. Nie podpisałem zgody na kolejną zaliczkę. Zakazałem też prokurentom składania podpisu pod zgodą. Wtedy Igor wpadł w furię – mówi Gniady. W lutym doprowadził do odwołania Gniadego z zarządu. Ale sąd uznał potem, że zwołał NWZA niezgodnie z prawem, a na dodatek złamał przy głosowaniu statut spółki, bo nie miał 2/3 głosów.

Kazimierski kategorycznie zaprzecza. – Aktywnym inwestorem giełdowym jestem od wielu lat i korzystam z wielu usług oferowanych przez dom maklerski. Jestem obecny w akcjonariacie wielu spółek. Swoje inwestycje na GPW określiłbym jako udane, a wręcz bardzo udane, są one jednak dokonywane na mój osobisty rachunek, a nie Cash Flow i nigdy ze środków finansowych spółki nie były pokrywane – zapewnia. – Insynuacje dotyczące wykorzystywania środków pieniężnych spółki do celów prywatnych są bezpodstawne i są próbą zatuszowania działań na szkodę spółki – dodaje.

[srodtytul]Co dalej z konfliktem?[/srodtytul]

Choć Kazimierski przegrywa kolejne sprawy w sądzie, a jego doniesienia do prokuratury przeciwko Gniademu są umarzane, nie daje za wygraną. – Grzesiek jest teraz w Cash Flow tylko dlatego, że wszedł w marcu siłą do spółki w asyście 20 ochroniarzy powołując się na fakt wykreślenia mnie z KRS jako prezesa Cash Flow. Chciałbym jednak podkreślić, że decyzja sądu rejestrowego jest nieprawomocna. Stan prawny Cash Flow jest taki, że jest to spółka funkcjonująca praktycznie bez organów nadzorujących w postaci zarządu i rady nadzorczej. W rezultacie każda czynność prawna podjęta przez Grzegorza Gniadego w imieniu Cash Flow dotknięta jest nieważnością i może być podważona przez prawowite władze firmy – mówi Kazimierski. Gniady twierdzi, że rzeczywiście całego budynku pilnuje ochrona, ale wynajmuje nie 20 a 2 osoby.

– Pewnie bym z niej zrezygnował, ale dwukrotnie Igor Kazimierski próbował wedrzeć się siłą do spółki, aby prawdopodobnie zniszczyć dokumenty – mówi.Po odwołaniu z funkcji prezesa Kazimierski wspiera konkurencyjną spółkę. – Mamy już pierwsze sukcesy. Pozyskaliśmy pakiety wierzytelności o wartości kilku milionów złotych. Myślę również, że moja przygoda z rynkiem kapitałowym również jeszcze się nie skończyła, mam doświadczenie i wiele pomysłów i kontaktów – mówi.

Jak patowa sytuacja w spółce zostanie rozwiązana? Pojawiły się plotki, że Kazimierski miał sprzedać akcje Cash Flow Gniademu. – Jesienią zeszłego roku to ja chciałem kupić od niego akcje. Już wtedy chciałem, żeby odszedł z firmy, ponieważ jego działalność przyczynia się do realnych strat. Chciałem znaleźć rozwiązanie tej sytuacji, jednak zaproponowana przez Grześka cena znacznie odbiegała od wartości rynkowej – wyjaśnia Kazimierski. Mówi się również o odkupieniu należących do niego akcji przez IDMSA. – Mieli kupić udziały Kazimierskiego nie dla siebie, lecz zorganizować transakcję z udziałem kilku inwestorów – tłumaczy Gniady. Dlatego inwestorów musiałoby być przynajmniej pięciu. I w tym wypadku nic nie wskazuje, że skłóceni współwłaściciele firmy będą w stanie szybko dojść do porozumienia.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy