Giełdy w regionie dość nerwowo zareagowały na wiadomości o zakończeniu rozmów między rządem węgierskim a Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Bux – główny indeks budapeszteńskiej giełdy – tracił rano prawie 5 proc., ale odrobił część strat i dzień zamknął 2,9-proc. spadkiem.
Początek sesji był nerwowy również w Warszawie. WIG20 spadał już o 0,7 proc. Ostatecznie jednak główny indeks warszawskiej giełdy odrobił straty i zamknął dzień na poziomie 2382 pkt, o 0,3 proc. wyższym niż na piątkowym zamknięciu. Najbardziej odporna na węgierskie zawirowania okazała się giełda w Pradze, której główny indeks PX zyskał 0,5 proc. Bet – indeks giełdy w Bukareszcie – wzrósł z kolei o 0,46 proc.
Analitycy zauważyli, że część kapitału mogła odpłynąć z Budapesztu na rynek czeski, o czym świadczyć może spadek cen akcji węgierskiego banku OTP aż o 5,6 proc. Równolegle jednak czeski Komercní Banka zyskał 2,7 proc. Słabe notowania sektora finansowego to zdaniem analityków przejaw obaw przed wprowadzeniem w kraju nad Dunajem podatku od instytucji finansowych oraz możliwych problemów ze spłatą kredytów walutowych.
Spokój na GPW komentatorów natomiast nie zaskakuje. – Poranna nerwowość na rynkach nie wynikała z przekonania, że Węgry rzeczywiście stanęły na krawędzi przepaści, ale raczej była wyrazem dezaprobaty dla postawy rządu w Budapeszcie – mówi Marek Juraś, główny analityk domu maklerskiego UniCredit CAIB.
– Fidesz (rządząca partia węgierska – red.) doszedł do władzy, prezentując się jako partia dość niezależna od instytucji międzynarodowych. Przy tej retoryce przed październikowymi wyborami samorządowymi trudno więc będzie o kompromis, co oznacza kolejne kilka miesięcy niepewności dla rynków. Ale w praktyce rząd węgierski nie ma wyboru i będzie musiał się dogadać z MFW.