Ostatnio pojawiają się jednak sygnał, że Rezerwa Federalna może zakręcić kurek z pieniędzmi. Czy w związku z tym już teraz nie powinniśmy się zastanowić nad sprzedażą akcji?
Ważne jest kwestia w jaki sposób doszłoby do tego ograniczenia. Osobiście nie wierzę w szybkie cięcie. Obstawiam bardziej, że będzie to długotrwały proces. FED w moim odczuciu dobrze komunikuje się z rynkiem, dzięki czemu zmniejsza się ryzyko gwałtownego wzrostu zmienności na giełdach. Wydaje mi się, że pierwszą ofiarą ograniczenia programu ilościowego luzowania paradoksalnie może być rynek obligacji. Samo stwierdzenie, że mamy stabilny, samopodtrzymujący się wzrost gospodarczy w amerykańskiej gospodarce może oznaczać bezpodstawność nadal silnych obaw deflacyjnych.
Co to tak naprawdę oznacza?
To oznacza, że duża część inwestorów dojdzie do wniosku, że kupowanie obligacji z rentowności np. poniżej 2 proc. jest złym pomysłem. Per saldo może okazać się, że zakończenie super-luźnej polityki monetarnej może okazać się w pierwszej fazie dobre dla rynku akcji. Przy czym uważam, że inwestorzy nadal będą szukać wartości, a nie wzrostu, czyli preferowane będą spółki mogące się pochwalić np. długą historią, stabilnością przychodów i marż oraz atrakcyjną polityką dywidendową.
Na naszym rynku ta historia dywidendowa jest stosunkowo krótka. Czym więc inwestorzy mają się kierować?