Pierwsze rynkowe reakcje po ogłoszonym w weekend porozumieniu handlowym między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską wskazują, że inwestorzy odczytują je jako negatywne dla Europy. Optymiści zauważą, że warunki porozumienia nie są tak złe, jak początkowo straszył Donald Trump, ale pesymiści zwrócą uwagę, że 15-proc. stawka jest zdecydowanie wyższa od oczekiwań z początku tego roku. Tymczasem amerykański S&P 500 w poniedziałek osiągnął nowe maksima i jest około 30 proc. powyżej poziomu z tzw. dnia wyzwolenia. Najwyraźniej na razie inwestorzy bardziej żyją sezonem wyników. Podobnie silny w tym samym okresie jest niemiecki DAX, ale przypomnijmy, że w pierwszych miesiącach tego roku europejskie parkiety zachowywały się lepiej od Wall Street, a główny indeks niemieckiej giełdy od początku roku ma około 13 pkt proc. przewagi nad S&P 500. Inwestorzy mogą zastanawiać się, na ile ostatnie ustalenia okażą się trwałe, a przede wszystkim, jaki ostatecznie wpływ będą mieć na gospodarkę. Według Goldmana Sachsa negatywny wpływ taryf celnych na PKB USA zacznie być widoczny od około IV kwartału tego roku i osiągnie swoje apogeum na przełomie drugiego i trzeciego kwartału przyszłego roku, obniżając dynamikę wzrostu PKB o 1 pkt proc.
Zwycięstwo USA
- Umowa UE–USA jest postrzegana jako korzystna dla USA. Gdyby przyjąć za punkt odniesienia rok 2024, czy szerzej ostatnie lata, to pogarsza warunki działania firm UE na rynku amerykańskim poprzez wyższe, sięgające 15 proc. stawki celne. Jednocześnie na dzisiaj brak doniesień o zmianach korzystnych dla UE w zakresie usług, gdzie to USA mają dużą nadwyżkę w relacjach z UE – zauważa Michał Szymański, prezes VIG/C-Quadrat TFI. - Wstępne szacunki wskazują nawet na negatywny wpływ na PKB Unii rzędu 0,5 proc. – dodaje.
Czytaj więcej
Umowa handlowa USA i UE inwestorom wierzącym w europejskie rynki może wytrącić argumenty z rąk i zawrócić tegoroczny trend przepływów kapitału na Stary Kontynent.
Najwyraźniej jak na razie te prognozy nie zniechęcają inwestorów do USA, choć w ostatnich miesiącach globalne fundusze zdecydowanie bardziej preferowały Europę.