We wtorek w Sejmie odbędzie się pierwsze czytanie rządowego projektu zmian w OFE. Posłowie mają prowadzić prace w ekspresowym tempie. Jak już pisaliśmy, jeden ze scenariuszy zakłada, że już w piątek odbędzie się trzecie czytanie projektu.
Fałszywy dylemat
Tymczasem obrońcy oszczędności zgromadzonych w OFE nie tracą nadziei, że te pomysły nie wejdą w życie. Prof. Leszek Balcerowicz, który zmiany nazywa wywłaszczeniem 16 mln Polaków, ostrzegał w poniedziałek przed fałszywymi argumentami. Podkreślał, że lansowana przez rząd teza – albo zmiany w OFE, albo fiskalna katastrofa i podwyżka podatków – to chwyt propagandowy. – Taki fałszywy dylemat ma na celu, zgodnie z teoriami manipulacji, odpowiednio ustawić odbiorców – mówił.
W uzasadnieniu do ustawy o zmianach w OFE rząd wyliczał, że pozytywny wpływ tych zmian na finanse publiczne to ok. 1 proc. PKB rocznie, czyli ok. 15–20 mld zł. Podobny efekt można by – analizował dalej rząd – uzyskać poprzez podwyżkę stawek VAT o 4 pkt proc. (do 27 proc.) lub podniesienie stawek PIT o 3 pkt proc. Te wyliczenia podchwycił najpierw minister pracy, a teraz także posłowie używają argumentów o wyborze – albo OFE, albo wyższe podatki.
Prof. Balcerowicz podkreślał, że nie ma żadnej konieczności podnoszenia podatków i nikt z obrońców II filara kapitałowego takich pomysłów nie przedstawiał. – Deficyt w finansach publicznych można ograniczyć stopniowo, działaniami, które będą wspierały wzrost gospodarczy – mówił. Te działania, nawet w 2014 r., nie muszą być bardzo drastyczne. – Nawet bez zmian w OFE dług publiczny – jak pokazują oficjalne dokumenty – tylko nieznacznie przekroczy 55 proc. PKB – dodał Balcerowicz.
Wystarczy prywatyzacja
Rzeczywiście, rządowe prognozy z września 2013 r. pokazują, że nasze zadłużenie bez skoku na OFE wyniesie 55,5 proc. PKB (ze skokiem – 47,1 proc.). Drugi próg ostrożnościowy to 55 proc. PKB. – Dla uniknięcia przekroczenia tego progu wystarczą oszczędności oraz prywatyzacja o łącznej wartości 8–10 mld zł. To nie są kwoty, które pozostają poza naszym zasięgiem – przekonywał Aleksander Łaszek, ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.