Historia z przejmowaniem BIG-BG przez Deutsche Bank przytrafiła się w najgorszym możliwym momencie. Zdarzyła się wtedy, gdy publiczne uczulenia wokół zagranicznej dominacji w polskim systemie bankowym sięgnęły zenitu. Stąd wielki rozgłos nadany tej sprawie, nieproporcjonalny do jej faktycznego gospodarczego znaczenia. Świadomość tych nastrojów sprowokowała nawet Ministerstwo Skarbu Państwa do zapowiedzi prywatyzowania PKO BP i BGŻ "po polsku" - cokolwiek by to miało znaczyć, bo na razie wygląda to raczej na próbę uśmierzenia niepokojów, a nie na konkretny scenariusz. Sprawa BIG-BG zbiegła się, generalnie biorąc, z osłabieniem nastrojów prounijnych i rosnącym zwątpieniem w nasze zdolności konkurencyjne. Wielkim zagłębiem tego integracyjnego i rynkowego sceptycyzmu jest polska wieś. Z uwagi na niespotykane w Europie (poza Rumunią) proporcje demograficzne, czyli wysoki udział ludności wiejskiej i utrzymującej się z roli, będzie to miało wpływ na wyniki referendum w sprawie naszego członkostwa w Unii Europejskiej. Oczyma wyobraźni widzę wielki wysiłek włożony w harmonizację prawa i negocjacje, i następnie... klapę, w postaci negatywnego wyniku referendum.Jak dotąd, partnerzy z Brukseli pomagali Lepperowi w rozbudzaniu wrogich sobie nastrojów. Pomagali na trzy główne sposoby. Po pierwsze, eksportując subsydiowaną żywność do Polski i wypychając nas w analogiczny sposób z rynku rosyjskiego. Po drugie, utrudniając nasz eksport na rynki unijne i przez to przyczyniając się do chronicznego deficytu handlowego z "15". Po trzecie, wykreślając szansę objęcia polskich rolników dopłatami bezpośrednimi ze swego planu budżetowego, czyli Agendy 2000. Na szczęście, dokładnie w tym czasie, kiedy ofensywa Deutsche Banku, tajemniczo wspomagana przez zarząd PZU, dolała oliwy do ognia, przyszła zapowiedź, która może być punktem zwrotnym w budowaniu wizerunku Unii Europejskiej na naszej wsi. Franz Fischler, komisarz odpowiedzialny za sprawy rolne w Unii, po raz pierwszy wspomniał o możliwości objęcia Polski bezpośrednimi dopłatami do produkcji rolnej. Jest to prawdziwy zwrot w twardej dotąd postawie Komisji Europejskiej. To jakby przyznanie, że nie tylko Polska ma problem rolny, ale i Unia ma problem rolny, czyli trzeba rozwiązywać ten wspólny, paneuropejski problem połączonymi siłami. Daleka droga od tej zapowiedzi do rewizji Agendy 2000 i strumienia pieniędzy dla polskich rolników. Strona polska musi się okopać na przyczółku złożonej obietnicy, nie odpuścić i przystąpić do własnej ofensywy. Nie ma ważniejszej sprawy, z punktu widzenia budowania lepszego wizerunku integracji na wsi i tym samym rachunku szans referendum. W ten sposób, nieoczekiwanie, komisarz Franz Fischler rozładował choć trochę problem, jaki zgotowali nam jego koledzy z Deutsche Banku.

JANUSZ LEWANDOWSKI