nie wysycha ( do funduszy napłynęła rekordowa ilość pieniędzy - 9,6 mld
złotych). Na jaki zysk liczą? 5%? 10%, a może więcej? W końcu reklamy
podają zawrotne liczby. Ponownie najszybciej rosną aktywa funduszy
najbardziej ryzykownych. Można zatem przyjąć, że inwestorzy liczą na duży
wzrost jednostek uczestnictwa.
Problem w tym, że potencjał do zwyżki jest już poważniej zmniejszony. Po
sesji w czwartek agencja Reuters podała informację, że portfele funduszy
emerytalnych są wypełnione akcjami do poziomu średnio 36,7%. Innymi słowy,
jeśli rynek teraz wzrośnie o ok. 10% to średni udział akcji dojdzie do
40%, czyli maksymalnego poziomu dopuszczanego przez prawo. To wszystko
przy założeniu, że nie będą dokonywać zakupów, a można przypuszczać, że
mając to ograniczenie przed sobą, nie będą. Czyli mamy 10%. Z tego wynika,
że indeks WIG20 może dojść do ok. 3900 pkt. Niestety może być z tym
problem, bo wcześniej mówiliśmy o wartościach średnich. Warto zauważyć, że
Polsat ma już ponad 39% akcji w swoim portfelu, a ING NN (drugi co do
wielkości fundusz) ma ich 38.56%. Zatem gdy rynek wzrośnie już o 5% część
funduszy będzie zmuszona reagować. Oczywiście nie musi tego dokonywać
błyskawicznie i ma czas na dostosowanie. Jednak OFE zostają tym samym
wyłączone ze strony popytowej, a jeśli ceny będą mocniej rosły, to będą na dłuższą metę taki
stan jest nie do utrzymania.
Już teraz widać, że tempo wzrostu cen spada i stąd mieliśmy te rekordy z
cofaniem się na niższe poziomy. Nie wykluczone, że wkrótce rynek się
zupełnie zatrzyma. Właściwie należałoby powiedzieć "mógłby się zatrzymać".
Niestety trudno sobie wyobrazić sytuację, gdy długimi miesiącami ceny
akcji powolutku, niczym wycena lokaty bankowej, sobie rosną w sam raz w
tempie, jaki odpowiada napływowi środków do funduszy. Sprawa się
komplikuje także z tego powodu, że cena nie zależy jedynie od popytu, ale
także od podaży. Już teraz wiemy, że na ten rok zaplanowano dużą liczbę
emisji akacji. Jakie będą ich wyniki, jeśli rynek nie będzie rósł, ale w
najlepszym razie dreptał w miejscu? Tylko, że rynek nie drepcze.
Teraz najważniejsze. To, co napisałem wyżej, to żadne odkrywanie Ameryki i
jest tego świadoma duża część inwestorów. Wiedząc, że rynek ma ograniczone
możliwości wzrostu chcą być szybsi od pozostałych i przy pierwszych
oznakach słabości reagują sprzedażą, a każdy wzrost wykorzystują do
wyrzucenia papierów. Rynek zbliżył się do poziomu nasycenia. Wnioski? Jest
jeszcze możliwość wzrostu, ale na duże zyski już liczyć nie można, a łatwo
o rozczarowanie. Mocne wyjście indeksu ponad poziom 3700 pkt będzie dla
mnie zaskoczeniem.
Patrząc na wykres tygodniowy indeksu od razu w oczy rzuca się wielka
czarna świeca z początku marca ( Wykres_1.gif ). Czy ktoś jeszcze pamięta
o co wtedy chodziło? Kogo to obchodzi skoro w środę udało się wyznaczyć
rekord hossy, a czwartkowe zamknięcie jest najwyższym zamknięciem świec
tygodniowych w historii podawania indeksu WIG20? Nie uważam jednak, by
było to wydarzenie bez znaczenia. Tamten tydzień pokazał, że rynek
zachowuje się nerwowo w czasie spadku cen. Ten ostatni spadek był na tyle
silny, że sprowadził indeks na chwilę pod poziom poprzedniego dołka.
Popytowi udało się wybronić, ale był to precedens, bo wcześniej w
podobnych sytuacjach popyt przejmował inicjatywę szybciej. Wygląda na to,
że tym razem obrona dołka może się nie powieść. Ile jeszcze możemy
wzrosnąć? Wykres dzienny ( Wykres_2.gif ), na którym widać wyznaczony
kanał wzrostowy ogranicza zwyżkę w najbliższym czasie do okolic 3700 pkt.
Trzeba jednak zaznaczyć, że to nie opory są teraz ważne, ale wsparcia.
Najbliższym jest ostatnia luka hossy. Jej przełamanie może okazać się
niezłym sygnałem sprzedaży. Oczywiście definitywnym sygnałem słabości
rynku będzie wyjście wykresu indeksu z kanału dołem i zejście pod poziom
3150 pkt.
Kamil Jaros