Weekendowa Analiza Futures

Aktualizacja: 26.02.2017 13:23 Publikacja: 07.09.2008 14:00

Wprawdzie cały ubiegły tydzień był interesujący i pewnie można było wiele

o nim powiedzieć to skupimy się jednak na tym, co wydarzyło się w piątek.

I nie chodzi tu bynajmniej o upadek kolejnego banku (Silver State Bank o

kwocie depozytów 1,7 mld dolarów), w którego radzie zasiadał syn

republikańskiego kandydata na Prezydenta USA. Swoją drogą, ta tradycja

ogłaszania upadłości banków po piątkowym zamknięciu jest dziwna. Można

rozumieć, jakie są ku temu przesłanki, ale można się spodziewać, że w

obecnych trudnych czasach dla sektora finansowego piątkowe zamknięcia

spółek finansowych mogą być nieco niższe ze względu na obawy, że pojawi

się kolejna wiadomość o upadku. To jednak nie jest najważniejsze, bo na

razie skala problemu nie jest duża. Na razie. Jak zareaguje rynek, gdy

wiadomość o upadku banku nie będzie już czekać do piątku, ale pojawi się w

środku tygodnia? Tym bardziej, jak takich wiadomości będzie więcej? To

będzie tylko sygnał, że sytuacja się pogarsza. Inna sprawa, to

finansowanie działalności sytemu gwarancji dla lokat bankowych. Zajmuje

się tym FDIC (Federal Deposit Insurance Corporation). Instytucja ta już w

tej chwili sygnalizuje możliwość przyszłej potrzeby dokapitalizowania ze

środków federalnych. Obecnie nie można oszacować, jakie to będą potrzeby,

bo oczywiście nie jest znana skala możliwych upadków banków. Wszystko

zależy od ruchu cen nieruchomości. Pogłębianie się przecen będzie

prowadziło do narastania liczby likwidowanych banków. Wtedy

dokapitalizowanie FDIC będzie potrzebne. Skąd? Z budżetu federalnego. A

więc? Z podatków. A więc? Tak, od tych samych, którzy teraz tracą na

lokatach i pracę. Oczywiście to pewne uproszczenie, ale zaraz do tego

wrócimy.

Ale ja nie o tym miałem. Na wstępie sygnalizowałem, że zajmę się

wydarzeniami z piątku. Pierwsze jest z pewnością wszystkim czytelnikom

znane, a drugie tym, którzy permanentnie czeszą amerykańskie serwisy.

Pierwszym jest raport o stanie rynku pracy w USA, a drugim podobno już

podjęta przez Sekretarza Skarbu decyzja o przejęciu kontroli na

hipotecznymi bliźniakami.

Zacznijmy zatem od rynku pracy. Piątkowy raport pokazał, że rynek pracy w

USA ma się źle. Co gorsza, pokazał, że ta zła sytuacja się pogłębia. Nie

są to dobre wiadomości, ale przyznajmy, że nie ma tu niczego

zaskakującego. Liczba miejsc pracy w sektorze pozarolniczym spadła o 84

tys., a stopa bezrobocia wzrosła do 6,1 proc. Tak, stopa bezrobocia jest

najwyższa od prawie 5 lat. Zapytam zatem jeszcze raz? Czy ktoś jest tym

zaskoczony? Po pierwsze, spadek liczby miejsc pracy był oczekiwany. Przez

sporą grupę analityków w jeszcze większej skali. Po prawdzie to ich

prognozy się sprawdziły, bo dokonano negatywnej rewizji danych za

poprzednie miesiące. Okazuje się, że po tej korekcie czerwcowy spadek

zatrudnienia przekroczył 100 tys. etatów. Co do stopy bezrobocia. No cóż,

przyznaję, że ta statystyka jest tu mniej wiarygodna, o czym wspominałem

już jakiś czas temu. Zatem skoki procentów nie szczególnie mnie zajmują.

Wydaje mi się, że śledzić warto "pejrolsy". Jest też inna przyczyna, dla

której wyższa stopa bezrobocia ma w tym wypadku nieco mniejszą wagę. Jak

zapewne wszyscy pamiętamy, parę tygodni temu podjęto decyzję o

przedłużeniu okresu z prawe do otrzymywania zasiłku dla bezrobotnych. By

ten zasiłek otrzymywać, należy być "osobą szukającą pracy". Stąd

przypuszczenie, że liczbę bezrobotnych szukających pracy (a ci są brani do

statystyki przy obliczaniu stopy bezrobocia) powiększyła grupa osób, które

tak by się nie określiły w ankietach sporządzanych przez BLS, co wpłynęło yczyny. Dane nie były tragiczne. Te najprawdopodobniej

dopiero nadejdą. Rynek pracy ma się źle, a jego pogarszanie niestety może

mieć fatalne skutki dla sytuacji makroekonomiczne. Już w tej chwili

rozważa się możliwość, że w III kw. 2008 roku realna konsumpcja Amerykanów

spadnie, co nie miało miejsca od czasu osłabienia na początku tak 90-tych.

Dane z rynku pracy wpisują się w niemiły obrazek wskazujący wyraźnie, że

wyskok PKB w II kw. miał jednorazowy charakter i zdecydowanie nie powinien

być odbierany jako sygnał poprawy sytuacji. W II kw. szczególnie mocno

dynamice wzrostu gospodarczego pomogła sytuacja w handlu zagraniczny. Ten

kwartał, oraz następne, już prawdopodobnie aż tak dobry pod tym względem

nie będzie. Świat spowalnia swój wzrost, co zmniejszy popyt na

amerykańskie produkty, które zresztą ponownie drożeją pod wpływem zmian

wartości dolara.

Piątkowy raport daje także inne wnioski. Kto jeszcze wątpi w to, że

gospodarka amerykańska jest w recesji niech porówna wielkość zatrudnienia

rok do roku oraz zmianę stopy bezrobocia w relacji z jej wielkością sprzed

roku. Mamy bowiem spadek zatrudnienia w skali roku, co miało miejsce

ostatnio w trakcie recesji wywołanej pęknięciem bańki spekulacyjnej.

Tymczasem stopa bezrobocia wzrosła w ciągu roku o ponad 1 pkt. procentowy

(wzrosła znacznie mocniej, ale już przekroczenie tej bariery jest

wymowne). Podobna dynamika pogarszania się sytuacji na rynku pracy miała

miejsce w czasie obu ostatnich recesji, a więc na początku lat 90-tych i

10 lat później.

Sytuacja makroekonomiczna zatem się pogarsza, ale na rynku długu

amerykańskiego mamy spory popyt. W ciągu tygodnia rentowność amerykańskich

papierów skarbowych ponownie spadła. Wyjątkiem był piątek, gdy po

początkowym spadku, rentowność nieco wzrosła. Sytuacja na rynku długu, gdy

rynek akcji słabnie, przypomina ucieczkę kapitału w bezpieczne miejsce. Na

ile bezpieczne? Czy ktoś obecnie kupujący skarbowe papiery rządu USA jest

w stanie ogarnąć ryzyko związek z ich możliwą deprecjacją? Nie twierdzę,

że Ameryka przestanie spłacać swoje długi, bo nawet trudno sobie

wyobrazić, co musiałoby się wtedy dziać. Problem polega jednak na tym, że

rząd amerykański powoli obarczany jest obowiązkiem brania na siebie

ryzyka, jakie przekracza możliwości podmiotów prywatnych, albo po prostu,

które nie są nim zainteresowane.

Tu wkraczamy w drugi temat dzisiejszego opracowania. W piątek popołudniu,

a także i wczoraj pojawiły się informacje, że Sekretarz Skarbu jest

zdecydowany podjąć działania mające na celu dokapitalizowanie Freddie Mac

i Fannie Mae. Nie będzie to wprawdzie (wg obecnego stanu wiedzy) proste

przejęcie nowej emisji akcji, gdyż władze wiją się jak piskorz, by nie

uruchomić procesu nacjonalizacyjnego. Zatem będziemy mieli do czynienia z

zastrzykiem kapitału w sposób pośredni (nie jednorazowo, ale kwartalnie

przez gwarantowanie pokrycia strat spółek) oraz przejęciem władzy nad

spółkami. Nie jest to więc proste przejęcie podmiotów przez rząd, ale

zawieszenie praw właścicielskich nad spółkami. Zawieszenie, a więc

istnieje możliwość wycofania się rządu.

Z jednej strony mamy więc przynajmniej potencjalną możliwość wycofania się

rządu i powrotu spółek na łono kapitału prywatnego, a z drugiej ochronę

aktywów i pasywów obu spółek przez środki państwowe. Ma to poprawić

wiarygodność bliźniaków na rynku finansowym. Efektem tego, jeśli te

informacje się sprawdzą, a wiele na to wskazuje, papiery będące aktywami

spółek wpływają na sytuację finansową rządu. Te posunięcie z pewnością

pomoże w emisji pramy więc potencjalne wydatki związane z możliwymi upadkami banków oraz

potencjalne wydatki związane z możliwą potrzebą dofinansowania

hipotecznych bliźniaków. W tym samym czasie słyszymy nawoływania Billa

Grossa z PIMCo, by rząd federalny wyasygnował kolejne miliardy dolarów na

skup przecenianych aktywów w celu ratowania rynków. Innymi słowy zadaniem

rządu ma być rozdysponowanie ryzyka podjętego przez niewielką część

inwestorów na całą amerykańską populację płacą podatki. Znamienne jest to,

że mowa tu o aktywach dłużnych, a więc także w posiadaniu wspomnianego

PIMCo.

Jak już wspominałem, na razie mamy na rynku obligacji amerykańskich hossę.

Rentowności ponownie są niezwykle niskie. Tymczasem na rynku kredytów

hipoteczny już tak różowo nie jest. Tu koszt kredytu 30-letniego od

dłuższego czasu jest wyższy od 6 proc. Można się tylko domyślać, jak się

to będzie zmieniać, jeśli ceny obligacji zaczną spadać, a ich rentowność

wzrastać. Podniesie się kosztu kredytów hipotecznych oczywiście przerzuci

się na poziom popytu na rynku nieruchomości, a ten na poziom cen tychże

nieruchomości. Zagrożenie wzrostem rentowności papierów skarbowych jest

spore i z każdą decyzją o zaangażowaniu środków federalnych większe. Z

jednej bowiem strony wymaga się od rządu wydatków, a z drugiej ten rząd

musi na te wydatki zdobyć środki. Wyższe podatki i wzrost długu. Co jest

lepsze? Ciekawe w tym wszystkim jest to, że bessa na rynku akcji na dobre

się jeszcze nie zaczęła. Na razie mamy za sobą jej wstępny etap. Na razie

nie widać na horyzoncie czynników, które w dłuższym okresie miałyby

poprawić sytuację.

Kamil Jaros

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy