Szybki spadek cen polskich obligacji wywindował ich rentowność do poziomu o 1,4 pkt proc. wyższego od obecnej wysokości stóp procentowych NBP (w przypadku obligacji 2-letnich). Tak znacznej rozbieżności nie zanotowano od połowy 2004 r. Wówczas wysoka rentowność wynikała z oczekiwań na rychłe podwyżki oficjalnych stóp, do których faktycznie doszło z powodu obaw przed inflacją. W przeciwieństwie do ówczesnej sytuacji, teraz prawdopodobieństwo wzrostu inflacji jest małe. Wręcz przeciwnie, spadające od dłuższego czasu ceny surowców oraz groźba wyraźnego spowolnienia gospodarczego działają antyinflacyjnie.
Dlaczego zatem różnica między rentownością obligacji a stopami procentowymi stale się powiększa? Wytłumaczenia są dwa. Albo inwestorzy przestali zważać na czynniki fundamentalne, w tym wysokość stóp, starając się za wszelką cenę zamienić obligacje na gotówkę, albo spodziewają się, że Rada Polityki Pieniężnej będzie zmuszona podnieść stopy w celu interwencji na rynku walutowym. Na taki właśnie krok zdecydował się w środę bank centralny Węgier, by ratować załamujące się notowania forinta.
A co sądzić o skali wyprzedaży na rynku akcji? Można zastanawiać się, na ile cofnięcie się kursów nawet największych spółek o kilka lat jest uzasadnione nieuchronnym spowolnieniem gospodarczym, a na ile jest to efekt wyłącznie ucieczki inwestorów od ryzyka.
Wyprzedaż akcji i obligacji prowadzi do osłabienia złotego, a to z kolei jeszcze bardziej przyśpiesza pozbywanie się aktywów przez inwestorów zagranicznych (ponieważ wartość ich portfeli w przeliczeniu na dolary lub euro kurczy się jeszcze szybciej). Taki mechanizm jest w dużym stopniu podyktowany emocjami i chęcią cięcia strat niż chłodnej analizy.