Zapowiadany na piątek przetarg, który ogłosił PKN Orlen, na zakup około 550 tys. ton estrów metylowych ostatecznie nie odbył się. Został przesunięty, a koncern zapowiada, że zamierza go przeprowadzić najpóźniej do połowy listopada. - Nie wszyscy potencjalni oferenci zdążyli złożyć dokumenty i dlatego zdecydowaliśmy się wydłużyć termin - tłumaczy Dawid Piekarz, rzecznik Orlenu.
Na rynku pojawiły się spekulacje, że spółka zdecydowała się na odłożenie przetargu z powodu medialnych doniesień, dotyczących tego, że warunki przetargu są niekorzystne dla potencjalnych dostawców. Chodziło o zapis gwarantujący koncernowi możliwość zwiększenia lub zmniejszenia całej puli dostaw o 25 proc. bez konieczności aneksowania umowy. Przedstawiciel jednej z firm przygotowujących się do przetargu uważa, że w ten sposób Orlen wykorzystuje swoją pozycję quasi-monopolisty. Nie bierze też pod uwagę specyfiki rynku biodiesla, gdzie kontraktacja surowca następuje raz do roku.
Jednak Orlen dementuje, że ewentualna zmiana warunków umów jest przyczyną przesunięcia przetargu. Tłumaczy, że ponieważ zamawia estry, które kierować będzie również na Litwę i Łotwę, nie jest w stanie precyzyjnie oszacować swoich potrzeb. - Gwarantujemy naszym dostawcom zbyt w ogromnej ilości, ale chcemy też podzielić się ryzykiem - argumentuje Piekarz. Wartość dostaw zamówionych przez Orlen, zdaniem ekspertów z branży, przekracza 2 mld zł.
550 tys. ton estrów, które chce zakontraktować Orlen, to bardzo dużo. Zdaniem Tomasza Pańczyszyna z Krajowej Izby Biopaliw, przekraczać może nawet zapotrzebowanie całego polskiego rynku paliwowego w 2009 r. Dlaczego koncern zamawia tak dużo? Właśnie dlatego, że część trafi na Litwę i Łotwę, gdzie również istnieje obowiązek dodawania ich do diesla.
Poza tym choć w ramach tzw. Narodowego Celu Wskaźnikowego producenci i dystrybutorzy paliw muszą wykorzystywać określoną pulę biokomponentów, nie jest określone, czy będą to estry czy bioetanol (dodawany do benzyn).