NBP skutecznie walczył z kryzysem

Nasz sektor bankowy był bardzo zdrowy, notował rekordowe zyski, a tylko pojedyncze instytucje miały jakikolwiek silniejszy związek z tym, co się działo w systemie finansowym Stanów Zjednoczonych. Dodatkowo co miesiąc tysiące osób zaciągały kredyty na mieszkania.

Aktualizacja: 26.02.2017 17:08 Publikacja: 18.08.2011 01:20

Zazwyczaj były to tanie kredyty, denominowane we frankach szwajcarskich.

Jak się jednak wkrótce okazało, właśnie one sprawiły bankom tyle problemów, że wymagało to pomocy ze strony Narodowego Banku Polskiego. Pojawiły się również trudności w funkcjonowaniu rynku międzybankowego.

Problem z kredytami we frankach polegał na tym, że zadłużenie klientów grubo przekraczało 100 mld zł. Kredyty były udzielane często na 30, a nawet więcej lat. Przed kryzysem banki nie miały kłopotów z pozyskaniem franków z zagranicznych banków. Najczęściej odbywało się to poprzez swapy walutowe – polski bank umawiał się np. ze szwajcarskim partnerem, że pożyczy na kilka tygodni franki, w zamian oddając do dyspozycji złote.

Transakcja była korzystna dla obu stron. Jedyna komplikacja dla polskiego banku wiązała się z tym, że co kilka tygodni (terminy transakcji były różne) trzeba było odnawiać swapy. Dopóki na światowych rynkach finansowych panował optymizm, nie było z tym kłopotu.

Po upadku Lehman Brothers okazało się jednak, że nawet instytucja z najwyższym ratingiem może niemal w jednej chwili ogłosić niewypłacalność. To spowodowało falę nieufności, która dotknęła również banków w naszym kraju.

Niepewność dodatkowo pogłębiał spadek kursu złotego. Tu właśnie z pomocą przyszedł NBP. Umożliwił bankom zawieranie transakcji swapowych, a co za tym idzie – refinansowanie istniejącego portfela kredytów walutowych.

Aby tak się stało, NBP musiał porozumieć się z Europejskim Bankiem Centralnym oraz ze Szwajcarskim Bankiem Narodowym. Dostępność do płynności we franku szwajcarskim stała się faktem w połowie listopada 2008 r.

Na tym jednak nie skończyły się kryzysowe problemy naszych banków. Głównym kłopotem był spadek zaufania w całym systemie finansowym. Dotyczył on również krajowego sektora bankowego.

Banki nawzajem przestały sobie ufać, czego wyrazem było ograniczanie przyznawanych sobie wzajemnie limitów kredytowych. Rynek pożyczek „wysechł". Świadczą o tym dane o obrotach na międzybankowym rynku pożyczek jednodniowych. W 2008 r. do 15 września średnio wynosiły one 3,5 mld zł dziennie. Później gwałtownie się skurczyły. Pod koniec października było to już tylko nieco ponad miliard złotych dziennie.

Najgorszym dniem był 28 listopada 2008 r. Wówczas – jak wynika z danych NBP – wartość jednodniowych pożyczek w całym naszym sektorze bankowym wyniosła 180 mln zł. Bank centralny szukał sposobu na odblokowanie rynku międzybankowego. Umożliwił bankom dostęp do gotówki poprzez transakcje otwartego rynku. Utrzymując tradycyjne rozwiązanie, bank centralny ściąga z banków ich krótkoterminowe nadwyżki płynności – dodał możliwość pożyczania gotówki od NBP.

Reakcją na wybuch kryzysu były nie tylko techniczne rozwiązania dla banków. Rada Polityki Pieniężnej uznała konieczność wsparcia całej gospodarki. Stąd zapoczątkowana w listopadzie 2008 r. seria obniżek stóp procentowych. Do połowy 2009 r. główna stopa banku centralnego została zredukowana z 6 proc. do rekordowego niskiego poziomu 3,5 proc.

Jednak tempo wzrostu gospodarczego szybko się obniżało. Zainteresowanie kredytami było niewielkie. Banki cały czas ograniczały też ich dostępność.

Dlatego RPP zdecydowała się również na nadzwyczajne obniżenie stopy rezerwy obowiązkowej. W maju 2009 r. zmniejszyła ją z 3,5 do 3 proc., co oznaczało zwiększenie możliwości kredytowania gospodarki o ponad 3 mld zł.

– Po obniżce rezerwy obowiązkowej oczekujemy czegoś w zamian. Spodziewamy się, że banki rozpoczną zwiększanie swojej akcji kredytowej. Będziemy bacznie obserwować, jak zasilenie niebagatelną kwotą systemu bankowego zadziała i wpłynie na aktywność banków – mówił po posiedzeniu RPP, na którym podjęto decyzję o obniżce stóp, ówczesny prezes NBP Sławomir Skrzypek.

Gdy i to nie przyniosło oczekiwanych efektów, prezes przedstawił kolejne propozycje. We wrześniu zapowiedział m.in., że banki będą mogły uzyskać dostęp do operacji repo, czyli pożyczek w NBP zabezpieczonych papierami wartościowymi – na 12 miesięcy. Wcześniej najdłuższe takie operacje miały horyzont półroczny.

Nowym instrumentem miał być kredyt dyskontowy. Firmy miały wystawiać weksle na banki, te zaś mogłyby dyskontować je w NBP. Pod koniec 2009 r. i na początku 2010 r. tempo wzrostu gospodarczego stopniowo zaczęło przyspieszać. W konsekwencji, chociaż RPP ustaliła nawet oprocentowanie kredytu dyskontowego, to żaden bank z niego nie skorzystał i z końcem ubiegłego roku z tego instrumentu zrezygnowano.

Stopniowa poprawa płynności banków umożliwiła też zakończenie nadzwyczajnych operacji repo. Bank centralny wycofał się także z oferowania bankom swapów walutowych. W 2010 r. RPP podniosła stopę?rezerwy obowiązkowej. W 2011 r. z kolei rozpoczęła cykl podwyżek stóp procentowych. Po czterech tegorocznych podwyżkach główna stopa wynosi 4,5 proc. Jest nadal niższa niż w momencie bankructwa Lehman Brothers.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy