Zazwyczaj były to tanie kredyty, denominowane we frankach szwajcarskich.
Jak się jednak wkrótce okazało, właśnie one sprawiły bankom tyle problemów, że wymagało to pomocy ze strony Narodowego Banku Polskiego. Pojawiły się również trudności w funkcjonowaniu rynku międzybankowego.
Problem z kredytami we frankach polegał na tym, że zadłużenie klientów grubo przekraczało 100 mld zł. Kredyty były udzielane często na 30, a nawet więcej lat. Przed kryzysem banki nie miały kłopotów z pozyskaniem franków z zagranicznych banków. Najczęściej odbywało się to poprzez swapy walutowe – polski bank umawiał się np. ze szwajcarskim partnerem, że pożyczy na kilka tygodni franki, w zamian oddając do dyspozycji złote.
Transakcja była korzystna dla obu stron. Jedyna komplikacja dla polskiego banku wiązała się z tym, że co kilka tygodni (terminy transakcji były różne) trzeba było odnawiać swapy. Dopóki na światowych rynkach finansowych panował optymizm, nie było z tym kłopotu.
Po upadku Lehman Brothers okazało się jednak, że nawet instytucja z najwyższym ratingiem może niemal w jednej chwili ogłosić niewypłacalność. To spowodowało falę nieufności, która dotknęła również banków w naszym kraju.