Utrata zaufania do obligacji Grecji, Włoch czy Francji to szansa dla innych. Uciekając od ryzyka inwestorzy zwrócili się w stronę bezpiecznych przystani. Za taką cały czas uchodzą niemieckie bundy. Wzrost popytu na papiery dłużne emitowane przez Berlin doprowadził do zbicia ich rentowności. Dzięki temu nasi zachodni sąsiedzi mogą dużo taniej pożyczać pieniądze na rynku. O ile taniej? Jak wyliczyli ekonomiści z ING Group na zlecenie portalu EUobserver w ciągu ostatnich dwóch lat kryzysu Niemcy „zarobili" w ten sposób około 9 mld euro.
- Przez długi czas Niemiecka gospodarka była jedynym z niewielu beneficjentów kryzysu zadłużenia. W efekcie, niemiecki rząd może uzyskać finansowanie na rynku prawie za darmo – napisał na swojej stronie internetowej Carsten Brzeski, starszy ekonomista z ING Group.
Sytuacja ta cały czas się pogłębia. 9 listopada rentowność włoskich papierów dłużnych przekroczyła psychologiczną granicę 7 proc. osiągając poziomy 7,71 proc. dla obligacji pięcioletnich i 7,48 proc. dla dziesięciolatek. Tego samego dnia w górę poszybowało także oprocentowanie francuskich obligacji. W obu przypadkach ustanowiony został nowy rekord w różnicy między rentownością obligacji krajów zagrożonych kryzysem a Niemcami. Od tego czasu niewiele się zmieniło. Oprocentowanie włoskich dziesięciolatek po chwilowym spadku wróciła dzisiaj ponownie powyżej poziomu 7 proc. W górę idzie także rentowność francuskich papierów. Niemieckie obligacje pozostały tymczasem w trendzie spadkowym i dalej powoli zbliżają się do poziomu bliskiego zera.
Dzięki swojej sile Niemiecka gospodarka zyskuje w dobie kryzysu. 9 mld euro to kwota, którą zarobił Berlin przez ostatnie dwa lata na swoich aukcjach obligacji w porównaniu ze słabszymi ekonomicznie krajami. Kryzys się jednak jeszcze nie skończył, więc ta liczba na pewno jeszcze wzrośnie.
- Co ciekawe, jest to kwota niższa niż wyniosą ogłoszone niedawno ulgi dla niemieckich podatników. – dodaje Brzeski.