O tym, że dana waluta pełni funkcję światowej waluty rezerwowej, w praktyce przesądzają historyczne zaszłości. Ale uzyskać taki status może tylko jednostka płatnicza dużej gospodarki o dobrze rozwiniętym sektorze finansowym, ze stabilną polityką fiskalną i pieniężną oraz z płynnym rynkiem aktywów nominowanych w danej walucie.
Dwa ostatnie warunki to główny powód do niepokoju o przyszłość euro jako waluty o globalnym znaczeniu. Kryzys fiskalny wyraźnie pokazał, jakie mogą być skutki jej bezpaństwowości. Podważył też przeświadczenie inwestorów, że wszystkie obligacje emitowane przez państwa strefy euro są równie bezpieczne.
W efekcie rynek aktywów najwyższej jakości nominowanych w tej walucie mocno się zawęził. Tym bardziej że euro przestało być ulubioną walutą emitentów obligacji międzynarodowych.
Potrzebna większa integracja
Jak wynika z danych Banku Rozrachunków Międzynarodowych (BIS), w 2003 r. po raz pierwszy więcej nowych emisji takich papierów, kierowanych przez rządy i spółki do zagranicznych inwestorów, było nominowanych w euro niż w dolarze. Jednak w 2009 r. amerykańska waluta odzyskała przewagę w tej dziedzinie i utrzymuje ją do dziś. W rezultacie udział obligacji międzynarodowych nominowanych w euro w całkowitym wolumenie takich papierów pozostających w obrocie spadł do ok. 45 proc., z 50 proc. pod koniec 2008 r.
Zdaniem Barry'ego Eichengreena, wybitnego badacza systemów walutowych z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, utrata przez euro pozycji waluty rezerwowej nie jest przesądzona. W swojej nowej książce „Exorbitant Privilege. The Rise and Fall of the Dollar" Eichengreen dowodzi, że kryzys fiskalny doprowadzi do jeszcze większej integracji państw strefy euro (nawet jeśli strefa będzie mniejsza), zwłaszcza w dziedzinie polityki budżetowej. W ten sposób problem bezpaństwowości euro zostanie rozwiązany.